| | | | Użytkowników Online Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 861
Najnowszy Użytkownik: Adam Michalski WAPP
|
| | | | |
|
| | | | Ależ wszystko jest dobrze
Nader burzliwa i bogata w dyskusje była ostatnia sesja Rady Miejskiej Aleksandrowa Kujawskiego. Mimo nastroju imieninowego, bo w końcu było Andrzeja, radni nie dali się zagadać burmistrzowi, choć i ten nie wykazywał tendencji spolegliwej. Zastosowano nawet pewien element szantażu zagrażając wycofaniem zmian w podatku, jeśli burmistrz nie przeznaczy zysków z tej zmiany na sprzątanie miasta. Nie skończyło się ugodą, raczej przemilczeniem. Najciekawszym punktem programu było przyjęcie sprawozdania z prac komisji rewizyjnej. Radny sprawozdawca stwierdził, że wszystko było dobrze, tylko, że zapodziało się gdzieś kilka rolek papy, ale to nic, wynik kontroli nie daje podstaw do stwierdzenia uchybień, a kilka rolek papy nie ma znaczenia. Na pytanie o wyjaśnienie sprawy radny sprawozdawca zaczął się jąkać, burmistrz spąsowiał, a przewodnicząca natychmiast zarządziła głosowanie. Za przyjęciem sprawozdania zagłosowało trzynastu radnych, jeden się wstrzymał, bo przecież nie wszystko było dobrze.
|
| | | | |
| | | | Starsi panowie
Na Placu Lotników, siedząc na ławeczkach lub wytrwale stojąc starsi panowie spędzają czas. Taka sobie lokalna rada starszych. Lata doświadczenia sprawiają, że wszystko wiedzą najlepiej i wiedzą jak najlepiej powinno być. Że rządy w mieście są spod psa, że wszyscy biorą, a każdy to wie i każdy chce rządzić też. Że na chodnikach można stracić zęby, albo okuleć. I pociągu do Ciechocinka nie będzie, za to w miejscach publicznych nie wolno pociągnąć ani dymka, ani z gwinta. A młodzież to też jakaś nie taka. Za naszych czasów to dopiero było, ale to było tak dawno temu. Aż krew zalewa i wyrwie się cierpkie słowo i laską pogrozić trzeba. Co za czasy!!!
Starsi panowie na Placu Lotników obserwują. Widzą przechodniów i komentują. A ta to ma, a tamta nie. A temu to wszystkiego brakuje. I widzą ładne panie z długimi nogami w seksownych pończoszkach, ale siły już nie te, choć dusza nadal ułańska. Ech, gdzie te czasy!!!
Na Placu Lotników starsi panowie na ławeczkach, wsparci na swoich dwukołowych rumakach, lub tylko na nogach tak rozprawiają co dnia, a czas płynie jakby coraz szybciej, a wraz z nim nic się nie zmienia.
|
| | | | |
| | | | Bisów nie było
20 listopada w MCK zadźwięczały gitary elektryczne, zadudniła mocno perkusja, a to wszystko w akompaniamencie Grainne Duffy irlandzkiej wokalistce i gitarzystce. Śpiewaczka obdarzona ciekawym głosem, a przede wszystkim umiejętnością maksymalizacji jego wykorzystania dała świetny pokaz aranżacji utworów rozmaitych proweniencji, bo były tu ballady rockowe i trochę bluesa, a czasami zapadały w ucho dźwięki i ich zestawienia jakby od Jimmiego Hendrixa. Trzeba jej też pozazdrościć umiejętności gry na gitarze elektrycznej. Audytorium zapełniło całą salę taneczną, rozkład wiekowy od nastolatków do osiemdziesiątek, bo i takie znalazły się na koncercie. Aż dziw bierze, że wytrzymali mocne uderzenie. Nic to, że trzeba było dokonać opłaty 20 złotych na ręce zarośniętego jegomościa, którego postawiono przy wejściu. Tym razem profesjonalny dźwiękowiec nie nawalił, bo w czasie koncertu nawet nie dotykał sterownika i chwała mu za to. Szkoda byłoby popsuć taki koncert. Warto było przyjść i nawet zapłacić, choć artyści nie dali się uprosić o bis.
|
| | | | |
| | | | To nie powinno się zdarzyć...?
Sześcioletni Szymonek w słoneczne choć chłodnawe niedzielne przedpołudnie wybrał się na spacer z ulubionym psiakiem na pobliski plac zabaw. Dopiero co mijali go ludzie spieszący do Kościoła. Wszyscy się uśmiechali i pies też, i jeszcze merdał ogonem. Już wracał i zaledwie kilkanaście kroków pozostało, kiedy pod sklepem w domu, w którym mieszkał stanął czarny samochód terenowy ,.. czarny i wielki. Na chwilę zebrała się wokół grupa podziwiających. Drobny zakup, krótka rozmowa i pewny siebie młody kierowca ruszył w sposób robiący wrażenie. Nagle skręcił w alejkę spacerową i tyle było go widać. Rozchodzących się rozmówców zaintrygował tylko skowyt psa, dochodzący z miejsca, gdzie zniknął samochód przed chwilą. Wyjrzeli więc za betonowy płot, zza którego dobiegał dźwięk. Tam w alejce za czarnym Fordem leżał mały Szymonek w kałuży krwi. Potem wydarzeń nikt już nie zapamiętał. Chłopczyk zmarł po przewiezieniu do szpitala. Kierowca zarzeka się, że tego nie chciał, bo jakże by mógł, choć przez niego Szymonek nie żyje.
Na drugi dzień w miejscu tragedii ludzie zapalili znicze. Przechodzący obok lokalny pijaczyna z płaczem powiedział: był taki malutki, mógł jeszcze żyć, muszę coś łyknąć.
|
| | | | |
|
| | | | Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| | | | |
trwa inicjalizacja, prosze czekac...
|