 | |  | | Użytkowników Online Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 861
Najnowszy Użytkownik: Adam Michalski WAPP
|
| |  | |  |
|
 | |  | | Z chęcią nie głosowałbym na nikogo
Przyglądając się teraźniejszej kampanii wyborczej, dochodzę do wniosku, że chyba pogubiliśmy się w tej naszej demokracji. Jakoś nie widać konkretnych propozycji mających przyciągnąć wyborców, a jest kampania negatywna mająca na celu jak najbardziej sponiewierać przeciwników. Chwyt populistyczny łapania wyborców na przynętę w postaci kobiety w roli kandydatki na premiera wydaje się być mało oryginalny. Kobieta premier brzmi nowocześnie i bardzo postępowo, ale rządzić i tak będą ci, którzy stoją za nią. Wydaje mi się, że w tym miejscu jesteśmy trochę za bardzo nowocześni. Zbyt daleko odbiegamy od polskiej tradycji parlamentarnej. Na czele rządu powinien stać mąż stanu co się zowie z charyzmą i autorytetem. Taki sobie Piłsudski, co prawda trudno o takiego na naszej scenie politycznej. Czasami wydawał mi się takim Jarosław Kaczyński, ale ciągotki w kierunku państwa mniej lub bardziej wyznaniowego, gdzie panuje jedna nieomylna doktryna trochę mnie przerażają. To już przeżytek we współczesnym świecie. A kobieta nigdy na tym stanowisku nie będzie miała autorytetu. Nie jesteśmy jeszcze Holandią czy Belgią.
Partykularyzm w naszej polityce jest tak ugruntowany, że politycy wydają się nie zauważać interesu naczelnego jakim jest dobro Polski nad interesem swoich ugrupowań. Wojenka polsko-polska chluby na arenie międzynarodowej nam nie przynosi, a szkód w społeczeństwie robi mnóstwo. Czy Polaków potrafi zjednoczyć tylko kolejna katastrofa narodowa?
Jako niewolnik demokracji z przekonania pójdę na wybory i zagłosuję na najmniejsze zło, czyli na tego, kto moim zdaniem najmniej zaszkodzi.
|
| |  | |  |
 | |  | | Nie dla psa kiełbasa, nie dla kota sperka
Synogarlice nie dla wróbli, a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków - odpowiedział Tadeuszowi Kościuszce hetman Józef Sosnowski, kiedy ten poprosił o rękę jego córki Ludwiki. Tadeusz i Ludwika od długiego czasu darzyli się wzajemnym uczuciem, które przetrwało długo, a Ludwika pisała listy do Tadeusza już nawet po fakcie, kiedy wyszła za syna księcia Lubomirskiego Józefa Aleksandra. Józef Sosnowski wygrał w karty związek córki z Lubomirskim, zapewniając sobie awans w wyższe sfery ówczesnych elit Rzeczpospolitej. Ale Tadeusz nie zamierzał rezygnować z wybranki i porwał ją, jak to owymi czasy bywało. Jednak urażony do żywa Sosnowski zdołał pochwycić parę, pachołkowie stłukli Kościuszkę, a córkę odesłał do klasztoru, gdzie miała oczekiwać ślubu z wygranym w karty wybrankiem. Tadeusz Kościuszko wyjechał za ocean, aby walczyć o niepodległy byt Amerykanów. Wsławił się tam nieprzeciętnymi zdolnościami dowódczymi, zwycięska bitwa pod Saratogą do dziś uważana za jedną z najważniejszych w dziejach ludzkości, i inżynierskimi. Kościuszko to drugi po Jerzym Waszyngtonie, którym Amerykanie wystawili najwięcej pomników w dowód wdzięczności.
Po wojnie w Ameryce Kościuszko wrócił do kraju, a zachęcony debatą Sejmu Wielkiego nad zwiększeniem liczebności armii, zgłosił swój wniosek o przyjęcie do wojska.
Latem 1789 roku Ludwika i Tadeusz spotkali się w Warszawie, ale wtedy stać ich było już tylko na wzruszenie, które objawiło się łzami każdego z osobna w kąciku salonu, jak podaje Julian Ursyn Niemcewicz. Ludwika miała już trójkę dzieci z Lubomirskim, więc na żaden akt wyznawania sobie uczuć nie było już miejsca, byłby to skandal na wielką miarę.
Kościuszko został generałem wojska polskiego, ale kiedy w 1792 roku Stanisław Poniatowski przystąpił do konfederacji targowickiej zrezygnował z funkcji. Dalszą historię już znamy, insurekcja kościuszkowska i przegrana bitwa pod Maciejowicami, z której ranny Kościuszko jako jeniec rosyjski został wywieziony do twierdzy pietropawłowskiej w Petersburgu. W drodze do Petersburga transport dogonił syn księżnej Lubomirskiej (Ludwiki Sosnowskiej) i przywiózł dary od zatroskanej niedoszłej oblubienicy, odzież, wino i książki. Prawdziwa miłość nie widzi granic społecznych i trwa mimo przeciwności losu, nawet jeśli miałoby być to uczucie zupełnie platoniczne.
|
| |  | |  |
 | |  | | Biegnij, chłopcze, biegnij
Pierwszy film jaki udało mi się obejrzeć, który wszystkich sprawiedliwie obdziela odium drugiej wojny światowej. Jest i policja żydowska, która dla swoich współbraci były niczym ludzie z SS. Film powstały w kooperacji polsko-niemiecko-francuskiej w reżyserii Pepe Dauquarta, jest chyba najbliższy w oddaniu faktycznej historii stosunków międzyludzkich w okresie drugiej wojny światowej. Film oparty na faktach autentycznych, wspomnieniach Żyda, którego dzieciństwo przypadło na czasy wojny. Film pokazuje Niemców, wplątanych w tryby hitlerowskiej maszyny skrzętnie wykonujących rozkazy mordowania Żydów, ale i takich, którzy mimo munduru SS na wierzchu, we wnętrzu pozostali ludźmi. Byli też inni Niemcy z ludzkimi uczuciami, zwykli ludzie, dalecy od ideologii hitlerowskiej, zdolni do współczucia i pomocy. Są i Polacy, tacy jacy byli. Wśród nich szmalcownicy, denuncjatorzy i ci, którzy narażali swoje dobro pomagając młodemu Żydowi. Tak mogło być. I słowa rzucone przez prostą Polkę - Żydzi to też ludzie. W zależności od interpretacji zwrot obraźliwy dla Żydów, bo u podstaw jego leży traktowanie Żydów jak kogoś innego, lub gorszego, ale z drugiej strony to wołanie, że Żydzi to taka samy istota, jak każdy z nas. To jakby protest przeciwko odczłowieczeniu Żydów, to sygnał, że to, co jest im czynione, to delikatnie mówiąc niesprawiedliwość.
Na tym tle losy chłopca, brutalnie wyrwanego ze swego dzieciństwa. Aby przetrwać musiał ukryć swoją prawdziwą tożsamość pod symbolami, krzyża chrześcijańskiego i modlitwy. Zmienił imię i na czas wojny przyjął imię swojego największego wroga z czasów pokoju, Jurka Stańka. W morzu zła chłopca spotkało paradoksalnie wiele dobra, bo znaleźli się ludzie gotowi mu pomóc, ba ludzie którzy obdarzyli go ciepłym uczuciem. Ale żeby przetrwać, sam musiał znaleźć w sobie dość sił. A dodawały mu jej słowa ojca, musisz przetrwać. Kiedy zaczęła się jego gehenna miał sześć lat. Myślę, że wielu dorosłych ludzi nie sprostałoby temu wyzwaniu. Wielu wolałoby uwolnienia od tego koszmaru poprzez śmierć.
Film ciekawy i prawdziwy. My wszyscy Europejczycy pokazani zostaliśmy z naszą twarzą bez maski.
|
| |  | |  |
 | |  | | Wyjątek od reguły
Ktokolwiek oglądał film "Pianista" Romana Polańskiego zapamiętał zapewne postać kapitana Wilma Hosenfelda odtwarzaną przez Thomasa Kretschmanna. W filmie oficer Wehrmachtu pomaga żydowskiemu pianiście Władysławowi Szpilmanowi przetrwać w popowstaniowej Warszawie. Postać wydawałoby się fikcyjna, jednak mająca swoje odniesienie w rzeczywistości drugiej wojny światowej. Pomagał nie tylko Szpilmanowi, uratował kilkudziesięciu Polaków i Żydów
Na początku drugiej wojny; do końca września 1939 roku był komendantem obozu jenieckiego w Pabianicach. Od czerwca 1940 zarządzał w Warszawie obiektami sportowymi i organizował zawody i ćwiczenia dla Niemców.
Wtedy pomógł wielu Polakom i Żydom, dostarczając fałszywe dokumenty i zatrudniając ich na obiektach sportowych. Uczył się nawet języka Polskiego.
W tym czasie też pisał swój dziennik, w którym przedstawiał zagładę ludności okupowanych przez Niemców terenów. Dziennik ten szczęśliwie wysłał w 1944 roku do domu i tylko dlatego przetrwał do naszych czasów. Cytaty z niego mówią o postawie wobec poczynań niemieckich w Polsce.
"Trzeba zadać sobie pytanie, jak mogło do tego dojść, że w naszym narodzie mamy taką zwyrodniałą szumowinę. Czy ze szpitali psychiatrycznych wypuszczono kryminalistów i chorych umysłowo, którzy funkcjonują jak wściekłe psy? Niestety nie, to są ludzie, którzy w naszym państwie zajmują wysokie stanowiska (...)"
"Całe getto zamienione w ruinę. Tak chcemy wygrać tę wojnę. Te bestie. Z tym straszliwym masowym wymordowaniem Żydów przegraliśmy wojnę, sprowadziliśmy na siebie niezmazywalną hańbę i nieodwracalne przekleństwo. Nie zasługujemy na żadną formę łaski. Wszyscy jesteśmy współwinni. Wstydzę się wychodzić do miasta. Każdy Polak ma prawo czynić z nami, to co zdarza się, gdy zabijani są niemieccy żołnierze, a będzie jeszcze gorzej i nie mamy żadnego prawa się skarżyć. Nie zasłużyliśmy na nic innego."
Podczas powstania warszawskiego służył m.in. w niemieckim kontrwywiadzie, zajmując się przesłuchiwaniem cywilów, polskich powstańców i żołnierzy radzieckich wziętych do niewoli.
Kapitan Hosenfeld dostał się do niewoli radzieckiej 17 stycznia 1945 pod Błoniem. Został umieszczony w obozie przejściowym, potem wywieziony do Mińska. Wytoczono mu proces i skazano na karę śmierci, mimo wstawiennictwa osób, którym uratował życie. Wyrok śmierci zamieniono później na 25 lat obozu pracy. Wilm Hosenfeld zmarł po wylewie, paraliżu 13 sierpnia 1952 roku w ZSRR, a więc wczoraj minęła 63 rocznica jego śmierci. W 2007 roku został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, w 2009 roku Żydzi przyznali mu tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.
Zachęcam do przeczytania książki pod tytułem "Staram się ratować każdego. Życie niemieckiego oficera w listach i dziennikach".
|
| |  | |  |
 | |  | | Polskie katharsis
W związku z mijająca rocznicą wybuchu powstania warszawskiego wśród myśli typowego Polaka, który ma jakiekolwiek pojęcie o historii narodu i państwa, rodzą się rozmaite dotyczące naszej przeszłości. Powstanie ciągle uważane za bohaterski zryw i przejaw najwyższego patriotyzmu, dziś oceniane jest przez wielu z nas za niepotrzebny, a nawet tragiczny objaw niedojrzałości. W powstaniu zginęło ponad dwieście tysięcy ludzi, stolica legła w gruzach, a jego efekt militarny był znikomy. Jeszcze przed powstaniem wielu polskich oficerów na zachodzie nie popierało tego pomysłu, po klęsce powstania były próby postawienia przed trybunałem odpowiedzialnych za jego wybuch. Rząd w Londynie, chciał, aby Armia Radziecka wkraczała do miasta będącego już w rękach Polskich, a ściślej w rękach rządu londyńskiego. Rosjanie bezczynnie stali na przedpolach Warszawy, chociaż sami zachęcali do zbrojnej walki w Warszawie. Pomoc Zachodu była znikoma. Wykrwawiali się tylko Polacy, dzieci, młodzi chłopcy i dziewczęta, kwiat i przyszłość narodu, i ci z armii Berlinga, którym pozwolono iść na pomoc konającemu miastu. Dzisiaj jesteśmy tego świadomi, ale dość w nas przekonania, aby oddać cześć bohaterom tamtego czasu. Wiemy też dzisiaj, że i Westerplatte niewiele ma wspólnego z greckimi Termopilami, chociaż walka obrońców była bohaterska. Przyznajemy się do czynu w Jedwabnem, do aktów współpracy okupantem, do szmalcownictwa, ale nie zapominamy przy tym, że to Polacy są najliczniej reprezentowani wśród wyróżnionych tytułem sprawiedliwy wśród narodów świata. Oto dzisiejsze sumienie narodu, tłamszone przez lata, najpierw niemieckiej okupacji, potem radzieckiej dominacji. Dorastamy do roli dojrzałego europejskiego społeczeństwa, świadomego swej tożsamości. Miejmy nadzieję, że kiedy już będziemy w zgodzie z własnym sumieniem, szum husarskich skrzydeł powiedzie nas do dalszej suwerennej przyszłości, a silna Polska znów będzie matką wielu narodów.
|
| |  | |  |
 | |  | | Tak sobie siedzę i myślę
Pruderia jest mimo wszystko częstym elementem ludzkich zachowań. Fałszywa skromność w oczach bliźniego, ba czasami bigoteria. A to wszystko chodzi mi po głowie w związku z tematem jaki mnie ostatnio zafrapował - nagość ludzka. Przeglądałem gdzieś, już nie pamiętam gdzie, album z aktami ludzkimi. Bez jakiegokolwiek podniecenia seksualnego podziwiałem piękno ludzkiego ciała, nie pociły mi się ręce. Widziałem kobiety, widziałem panów o pięknych ciałach, tak jak podziwiany kiedyś w Luwrze posąg Wenus z Milo, czy Apollo Belwederski z muzeum watykańskiego. Czy nie piękne? Jak greckie wazy, rzeźby zwierząt, jeśli oderwać by od nich jakikolwiek element seksualności. Zresztą podniecanie się rzeźbą, czy obrazkiem wydaje się być chore. Pięknym człowieka stworzył Bóg, ponoć na swój wzór i podobieństwo. Pomyśleć, że mamy kształty boskie. Chociaż abstrahując jednak, to pewnie, gdyby konie miały samoświadomość, to ich stworzyciel miałby postać konia. Tak już na przełomie V i VI wieku pne. twierdził Ksenofanes z Kolofonu, więc nie jestem pierwszy i nie ostatni, który dochodzi do tego wniosku. Nam jako istotom samoświadomym podobają się również konie i inne stworzenia, też przez tego samego twórcę ukształtowane. I pewnie koniom podobaliby się ludzie, gdyby potrafiły docenić piękno. Może potrafią? Jednak kontynuując główny wątek dojdziemy w pewnym miejscu do pytania, dlaczego tak bardzo wstydzimy się siebie, mimo że spod boskiego dłuta wyszliśmy. Dlaczego dzieło genialnego stwórcy ukrywamy pod stertami halek, krynolin, bielizny itd? Trudno może sobie wyobrazić, żeby ludzie chodzili na golasa po ulicach, ale czym jest ten strach przed nagością. Może niektórzy z nas czują się niedoskonali ze swoimi ciałami, bo w jakiś sposób odbiegają one od wzorca kulturowego jakim dała nam cywilizacja klasyczna. To jedno, ale z drugiej strony można się zastanowić nad wpływem wiary, która piętnuje grzeszne ciało, jako pole popisu dla szatana. Nagość kojarzy się w tym aspekcie z seksualizmem, a nagie ciało jest powodem do podniety seksualnej. Czy jednak jest tak w rzeczywistości? Jestem człowiekiem, bo jestem i nie wydaje mi się, aby akt kobiecy wzbudzał we mnie od razu pożądanie. To wszystko jest nieco bardziej skomplikowane, potrzebny jest jeszcze nastrój, odpowiednie nastawienie do drugiej istoty i wiele, wiele innych. Dobrze kiedy człowiek umie oddzielić swój seksualizm od wrażliwości na piękno. Podziwianie boskiego dzieła to jedno, a niekontrolowane reakcje zmysłowe to drugie. Zresztą nawet seks bez chwili refleksji nad jego istotą, jest tylko zwykłym spółkowaniem dla osiągnięcia przyjemności. Nie powinno się zapominać o zjednoczeniu dwóch istot w tak bliskim kontakcie i wzajemnym dawaniu sobie przyjemności, obopólnym zaufaniu. To coś więcej niż podstawowy zestaw ruchów. Jest przecież też i to czemu on służy, a mianowicie kontynuacji dzieła stworzenia, bo akt płciowy służy zainicjowania kolejnego życia. I z tego też względu jest przeżyciem nietuzinkowym i warto mieć tego świadomość. Ale jeszcze o nagości. Czasami zdarza się oglądać materiały, które aż epatują seksualizmem, bielizna, rozmaite dodatkowe gadżety. To jest, moim zdaniem, pewna profanacja piękna. Tani chwyt, aby rozbudzić zmysły. Niestety wielu z nas daje się złapać w tę pułapkę.
Reasumując nie powinniśmy wstydzić się nagości, bo piękne jest i doskonałe jest nasze ciało w boskim zamyśle. Powinniśmy zaś umieć panować nad swoimi zmysłami i świadomie odbierać boski przekaz w naszej cielesności i seksualności. Skromność w tym wypadku jest dodatkowym pięknym elementem całej tej skomplikowanej układanki, ale fałszywa skromność burzy tylko wszystko. Postrzegajmy się więc takimi, jakimi jesteśmy w bożym zamyśle, albo takimi, jakimi ukształtowała nas natura.
|
| |  | |  |
 | |  | | Stosy współczesności
Kiedy tak przejrzeć całą dostępną historię ludzkości, to co chwila można się w niej natknąć na jakiś przykład piętnowania za wiarę, poglądy, wiedzę, które w jakiś sposób naruszały panujący porządek świata. Pewnie Echnaton, panujący w Egipcie w czternastym wieku pne., nie był pierwszym, którego imię próbowano wymazać z pamięci ludzkości za próbę zmiany sytemu religijnego. Kto by nie pamiętał Sokratesa z piątego wieku pne. skazanego do wypicia trucizny za krytykę i wyśmiewanie władzy. Jezus też miał odmienne poglądy na sprawy wiary i mimo że głosił miłość bliźniego, musiał skończyć jako człowiek na krzyżu. A potem w imię obrony wiary wyrosłej na gruncie nauki Jezusa płonęły w Europie stosy z czarownicami, heretykami, reformatorami kościoła i reformatorami nauki jak choćby Giordano Bruno. I trzeba przyznać, że genialnym w istocie musiał być Mikołaj Kopernik i swoje De Revolutionibus... kazał opublikować dopiero po swojej śmierci. I dlatego teraz tak mało odważnych, światłych ludzi potrafiących przeciwstawiać się panującym doktrynom, siłom politycznym, mimo że nie płoną dziś stosy, a świat wydaje bardzo otwarty na nowości. Świat w ogóle na pewno, ale w małych grajdołkach, w zaściankach, w ciemnogródkach powiatowych, zapadają wciąż wyroki za nieprawomyślność względem doktryn głoszonych przez grupy trzymające władzę. Nie wyroki na żadną karę śmierci i cielesne męki, ale na inną, może bardziej dotkliwą, na niebyt publiczny przez oszczerstwo, szyderstwo i pohańbienie. Świat mimo wszystko się zmienia, lecz ludzie zostają tacy sami.
|
| |  | |  |
 | |  | | Moje "Pokłosie"
Po latach od premiery zdecydowałem się obejrzeć film Władysława Pasikowskiego "Pokłosie". I znów powtarzająca się od czasów Oktawiana Augusta historia odkupienia grzechu. Ileż to jeszcze setek lat, będziemy się oczyszczać z naszych grzechów pierworodnych? Ilu odkupicieli odda jeszcze życie?
A filmie jeszcze jeden męczennik za sprawę. Na drzwiach stodoły zawieszone w pozie Chrystusa ukrzyżowanego zwłoki Józka Kaliny. Powrót Mesjasza, który jednak nie powinien skończyć tak , jak poprzednio. Teraz powinno być powtórne przyjście i sąd ostateczny, ale widocznie Józek to jeszcze nie "ten".
Józek wcale nie był Żydem i o dziwo nie Żydzi go ukrzyżowali. Mesjasz jak widać może być nawet Eskimosem, oby tylko wypełniał swoją misję. Zagrzebana gdzieś w tym filmie historia wymordowanych przez sąsiadów Polaków Żydów jest tylko tłem dla zawieruchy w sumieniu, dla konfrontacji z historyczną prawdą, która wydaje się nam czasami babcinym bajaniem. Jednak nawet w bajkach o smokach jest ziarno prawdy, bo smok nie musiał wcale zionąć ogniem, wystarczy, że był dwunożnym, krwiożerczym, albo też plugawym ze względów na brak sumienia dzieckiem bożym, które dla majątku bliźnich pozbawiło życia . Tak było. Jak w Jedwabnem. Zagnano Żydów do stodoły i tam żywcem spalono. Niemcy pozwolili. Tych którzy powstrzymywali było niewielu, tak jakby wcale. Ich słowa niknęły w wyciu podochoconego hekatombą ofiar tłumu. Krew to też narkotyk, jej widok wzbudza emocje. Chociaż pewnie nawet wśród oprawców trudno byłoby nie znaleźć takich, którym nie przemknęłaby w chwili zbrodni myśl, że przecież "Żydek to też człowiek". No ale ten głos sumienia zapijało się "kilichem" albo głębszym dymkiem. Zresztą ksiądz rozgrzeszył.
Jedna bardzo wyrazista scena ukrzyżowanego Józka Kaliny, druga przedstawiająca chwilę wykopywania szczątków żydowskich z ruin domu Kalinów. U dołu trochę jak w filmie "Poltergeist" , w dole wypełnionym wodą ukażą się za chwilę ludzkie szkielety; bez trumien, bo takich nie miały. Ale to co u góry jest ważniejsze, albo to, co z góry. Strugi deszczu. Po co? Katharsis? W czasie wykopywania szczątków obaj bracia Kalina doznają oczyszczenia? Obmycia z grzechu? Zastanawiam się za co? Za grzechy popełnione przez ojców? Bo w końcu ich ojciec podłożył ogień pod budynek, do którego zapędzono żydowskich sąsiadów. Powtórka z historii Jezusa? Józek Kalina z bratem rozliczają się z grzechów ojców i zostają z grzechu oczyszczeni. Nie. Oczyszczenie następuje później, kiedy na drzwiach stodoły zawisną zwłoki Józka, który zginął za grzech "pierworodny", który odziedziczył po ojcu. Ale nie za zbrodnię, którą był ów grzech, tylko za świadomość i wskazanie, co jest tym grzechem. Czy nie powtórka z odległej historii? Czy i teraz Józek umarł za grzechy nas wszystkich?
Czy ten Jezus musiał się urodzić, aby taki Pasikowski jego historię wplątywał we współczesność? Po co nam świadomość grzechu "pierworodnego", jeśli i bez niej możemy żyć, nie krzywdząc nikogo. Przecież ja nie zgrzeszyłem, ani mój dziad nawet nie zapędzał Żydów do płonącej stodoły. Grzechów przodków nie przenosi się za pomocą genów. Tylko, że Bóg wypędzając nas z raju, dał nam swoiste narzędzie, abyśmy się wzajemnie nie wymordowali. To sumienie i ono boli!
PS
Sam zajmuję się od kilku już lat historią Żydów aleksandrowskich. Nie raz nachodziłem Burmistrza, aby upamiętnić Żydów i stoją dziś, mojego projektu, "Krzywe tablice" jak nazwał pomnik jeden z tutejszych prominentów. W prasie wielokrotnie ukazywały się artykuły mojego autorstwa na temat mniejszości żydowskiej. Wydałem nawet książkę opartą na wspomnieniach odnalezionych na świecie ich potomków. Żydzi dali mi za to dyplom i medal. Polacy chętnie czytali moje historie. Ja mam satysfakcję, ale nie z powodu samooczyszczenia, tylko wypełnienia dziury w historii, jak pozostała po aleksandrowskich Żydach. Teraz wiem, że byli, nie tylko na podstawie opowiadań mojej Mamy, ale z własnego doświadczenia. Dotknąłem duchów!
Co ciekawe nie spotkałem się z negatywnym nastawieniem moich ziomków. Nikt nie namalował mi gwiazdy Dawida na drzwiach, ani nie obrzucał żadnymi antysemickimi epitetami. Uwagi co do pejsów, bo noszę brodę, można uznać za nieszkodliwą złośliwość, tak samo jak wypowiedzi, że Żydzi płacą mi za to, co robię. Na "krzywych tablicach" nie ukazały się dotąd antysemickie hasła. Jednym słowem, ludzie tu u nas normalni. A ja mam już następną historię Lejbów i Koenigów, którzy przed Hitlerem do Rosji uciekli.
|
| |  | |  |
|
 | |  | | Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| |  | |  |
trwa inicjalizacja, prosze czekac...
|