dnd, d&d dungeons and dragons
 
U PUSZCZYKA strona Zbyszka Sołtysińskiego
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona Główna Artykuły Download Forum Linki Kategorie Newsów
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj


 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Ostatnie Artykuły
Józef Malkiewicz


Obrazki z przeszłości
Zbrachlin
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Wątki na Forum
Najnowsze Tematy
mnvttpu
Plumpers Boobs!Only ...
Lathered charge det...
Atmospherically prom...
Lathered raves aste...
Najciekawsze Tematy
mnvttpu [0]
Plumpers Boobs!On... [0]
Lathered charge ... [0]
Atmospherically p... [0]
Lathered raves a... [0]
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Użytkowników Online
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 861
Najnowszy Użytkownik: Adam Michalski WAPP
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Co w Rosji piszczy?

Zabójstwo Niemcowa w Rosji nie schodzi do tej pory z czołówek prasowych. Kto zabił Niemcowa? Szukając sprawców należałoby na początku odrzucić tych, którym się nie naraził. Tych jednak jest bardzo niewielu. Krytyka prezydenta Putina nie wyrobiła mu w nim przyjaciela. Znając sposoby działania obecnych władz w Moskwie można by pokusić się o teorię putinowskich palców w sprawie. Ale czy prezydent Rosji narażałby się w obecnej sytuacji w Rosji na kompromitację w przypadku ewentualnego ujawnienie jego udziału. Przecież i tak wiedział, że wszelkie oskarżenia w tej sprawie nawet bez dowodów spłyną pod jego adresem. I nawet sposób w jaki wykonano zabójstwo wydaje się być zbyt prymitywne jak na umiejętności "KGB" Wybraliby pewnie bardziej finezyjne rozwiązanie, jakiś polon, albo inny wypadek. Jest jeszcze wątek islamski, który miałby być zemstą na Niemcowie po jego krytycznych wypowiedziach po terrorystycznym ataku fanatyków na Charlie Hebdo. Tu nawet styl w jaki dokonano zabójstwa jest "do przyjęcia", chociaż można by się spodziewać bardziej spektakularnej metody z dużą ilością krwi. Z drugiej strony islamiści świeciliby dzisiaj swój tryumf chwaląc się unicestwieniem jeszcze jednego niewiernego i zapowiadając kolejne akty zemsty w imię Allacha. Jest też rosyjska mafia, z którą Niemcow był zawsze na bakier. Sposób wykonania wyroku wydaje się tu pasować jak ulał. Ale w rzeczywistości kto tego dokonał? Może się dowiemy. Ważny jest tu jednak fakt, że "głos wolny" w Rosji tłumi się tak bezpardonowo. Wszyscy pamiętają sprawę Chodorkowskiego. Można zapytać w tej sytuacji, gdzie w Rosji jest granica między prawem, a bezprawiem, w jaki sposób obie te sfery się przenikają?
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
"Ida" - ja sobie myślę tak......

Rzadko! w historii polskiego kina zdarza się, abyśmy byli wyróżnieni tak prestiżową nagrodą jak amerykański Oskar. Dlaczego teraz dostąpiliśmy takiego zaszczytu? W moich oczach jest to film o Żydach, o ich losach, a Niemcy i Polacy są tu zmarginalizowani do narzędzi, które miały sprawić, że spełnił się los żydowski. Choć nie wiem, czy akurat taki miał być. Hitlerowców mało się wspomina, Polacy w swej dwuznacznej roli, tych którzy pomagają i jednocześnie mordują w obliczu niebezpieczeństwa odkrycia przez Niemców. Rola nie jest chwalebna. Ale jaką rolę pełnią żydowskie bohaterki? Prokurator Gruz - Agata Kulesza - twarda kobieta z historią w prlowskim sądownictwie lat pięćdziesiątych i wyrokach śmierci na wrogach ludu. Robiłą to, czego Polacy najbardziej nie lubią - Helena Wolińska?. Jednocześnie pełna sprzeczności, które zalewa alkoholem, papierosami i przygodnym seksem. Zabijanie wyrzutów sumienia? Trudno z tym żyć? Ale jest jeszcze pamięć o wymordowanej przez Polaków żydowskiej rodzinie, który to fakt jest powodem zemsty? Tego nie jestem pewny. Ida - Agata Trzebuchowska - to z jednej strony swego rodzaju zapalnik w filmie i jednocześnie punkt porównawczy dla grzesznej pani prokurator. Jedyne dziecko uratowane z rzezi rodziny żydowskiej, tylko dlatego, że była malutka i nie miała kruczych włosów, mogła znaleźć się u księdza. Co przeżywa młoda nowicjuszka? Poznaje swoją tożsamość i przechodzi wewnętrzne rewolucje, ale o ile się nie mylę, to wraca na koniec filmu tam, skąd pojawiła się na początku. Wydaje się, że od chwili jej pojawienia się na planie u pani prokurator zaczynają się rozterki, ale ona je chyba tylko przypomniała. Czy to możliwe, że diabelska pani prokurator zaczęła się zmieniać w trakcie? Przez po zakrapianej imprezie w hotelu miała ochotę czytać o Marii Magdalenie. Ciekawe, czy przypadkowe to imię w tym miejscu? Moment otwarcia okna w mieszkaniu. Szeroko. Do mieszkania wpada świeże powietrze. Myślę sobie po catharsis - nowe życie. Wtedy pani prokurator wyskakuje przez okno. Na koniec zauważyłem, że film był w scenografii czarnobiałej.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Rzeźnia numer pięć

Mija właśnie siedemdziesiąta rocznica pamiętnej nocy 13 na 14 lutego 1945, kiedy to powietrzne siły alianckie dokonały nalotu dywanowego na Drezno. To liczące wtedy około 650 tys. mieszkańców miasto dosłownie legło w gruzach, które pogrzebały około 27 tys. osób. Jak widać nie tylko hitlerowcy dokonywali bezwzględnych ataków na ludność cywilną, zdarzyło się to jak widać też tym uczciwym. Była to prawdziwa rzeźnia, jeśli użyć tego słowa, chcąc przedstawić hekatombę ofiar. I pewnie w podobnym celu użył tego słowa Kurt Vonnegut w tytule powieści, który użyłem i tutaj. Rzeźnia nr 5 to miejsce, gdzie przebywał wraz z innymi jeńcami Billy Pilgrim, Amerykanin, przywieziony przez Niemców do Drezna jako darmowa siła robocza. Rzeźnia nr 5 jako obiekt podziemny uratowała mu życie. Co prawda epizod bombardowania Drezna jest tylko jednym z wielu w dość skomplikowanym życiu Billego, bo był nawet porwany przez obcych, jak twierdził, na planetę Tralfamadoria i przebywał tam przez kilka lat. Zresztą cały żywot bohatera to ciągłe "wypadanie z czasu"
Druga wojna światowa to swego rodzaju "wypadnięcie z czasu" całej zaangażowanej w nią ludzkości, kiedy możliwe były obozy masowej zagłady i naloty dywanowe. Dziś ludzkość ciągle oscyluje na krawędzi konfliktu i mimo że mądrzejsza o doświadczenia poprzedniej wojny nie przejawia jakby troski. A ważne jest, aby miał kto w przyszłości czytać powieść Vonneguta.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Lata 70, wyznanie pokolenia

"Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominamy z nostalgią lata 80. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy). Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.

Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo jak zwykle. Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą już do niej wracać. Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.

Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a Milicja zajmowała się sprawami dorosłych.

Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka. W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub rtamr1; nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka. Za to potem robił nam bańki mydlane z dymem fajki w środku. Fajnie się dym później rozchodził po podłodze jak bańka pękła.

Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo. Do szkoły chodziliśmy półtora kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie (za 3 błędy nie zdawało się matury z polaka). Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys-? Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot. Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.

Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie i poręcze w bloku. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.

W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jak się poskarżyłeś mamie na nauczyciela to jeszcze w łeb dostałeś. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie, koledzy ze starszej klasy, pani na świetlicy albo woźna jak już świetlica była zamknięta. Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego, codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

Ze strony Stanisława Wodyńskiego na FB
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
13 grudnia

Dziś, w rocznicę grudnia 1981 roku odbywa się w Warszawie marsz demonstracyjny zorganizowany przez PiS. I nie jest to marsz, który miałby uczcić ofiary stanu wojennego, ale zwykła propagandowy happening, który korzystając z okazji rocznicy, ma na celu pranie mózgów Polaków. A efekt tego może być tylko jeden w postaci jeszcze większych waśni między nami i eskalacji wojenki polsko-polskiej. A hasła rzucane w trakcie nie dotyczą sensu stricto stanu wojennego, a mają uderzać w aktualnie sprawującą władzę Platformę Obywatelską. To w gruncie rzeczy sianie nienawiści.
A ja 13 grudnia 1981 roku byłem już uczniem liceum ogólnokształcącego w Aleksandrowie Kujawskim. I mimo że, miałem jeszcze prawo do beztroskiego życia, to martwiła mnie sytuacja w Polsce. Nie mogłem wtedy zrozumieć dlaczego nad interes kraju przedkłada się partykularne cele grup posługujących się związkami zawodowymi. Bo to był ogólny protest robotniczy, na którego fali płynęło działanie polityczne mające na celu obalenie aktualnej władzy. A mnie uczono jeszcze w szkole podstawowej, że "Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek" Z drugiej strony wiedziałem już wtedy o Katyniu, sam rozpowszechniałem ulotki o tym. Do głowy młodego człowieka dochodziło już, że ten sojusz polsko-radziecki jest jakiś jednostronny. A o co chodziło strajkującym robotnikom? Sprawa narodowa była jednak tylko tłem, a im chodziło o poprawę swojego bytu, bo z całą pewnością można stwierdzić, że kryzys gospodarki socjalistycznej dał się mocno we znaki.
I przyszedł ten 13 grudnia 1981 roku. Pamiętam generała Jaruzelskiego w przemówieniu telewizyjnym tłumaczącego powody wprowadzenia stanu wojennego. Brzmiało to trochę jak horror. Po tym zabrzmiał hymn polski, a ja stanąłem wyprostowany, bo tak było trzeba. Może to tylko forma młodzieńczej egzaltacji. Potem były zimowe wakacje, nie trzeba było iść do szkoły. Ale też niepokojące wieści o internowaniach i ofiarach w kopalni "Wujek". Dla mnie był to moment uspokojenia po miesiącach zamartwiania się losami kraju. Pomyślałem, że wreszcie ktoś uspokoił ten polski rozgardiasz.
A ludzie mówili jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego, że jak tak dalej będzie, to Ruski wkroczą do Polski z bratnią pomocą, tak jak zrobili to kiedyś na Węgrzech i Czechosłowacji. Myślę, że Rosjanie nie musieli tu wkraczać, bo stacjonowało ich w Polsce prawie ćwierć miliona. To wystarczyłoby dla pacyfikacji, a reszty dokonałyby więzienia i zesłania, tudzież pewnie masowe groby. I mielibyśmy jeszcze jeden powód do rozpamiętywania martyrologii narodu.
To, co uczynił gen. Jaruzelski można porównać do zamachu stanu. On na czele WRON przejął rządy w Polsce. A jako zaufany człowiek Moskwy, jak pisze Norman Davies, uchronił Armię Czerwoną przed bardzo nieprzyjemnym zadaniem. Byłaby to interwencja w Polsce. Ścisnął mocną ręką "Solidarność", stłamsił demokrację, a jednocześnie zapobiegł anarchii. Ale co najważniejsze zahamował perspektywę zemsty na Polsce, do czego parli moskiewscy doktrynerzy.
Ale nie wszystko to, co uczynił Jaruzelski jest typowe dla przewrotów wojskowych. Jak pisze Davies represje miały charakter bardzo wybiórczy, nie było terroru społecznego na szeroką skalę, z jakim można się było spotkać na Węgrzech w 1956, ani też czystek takich jak w Czechosłowacji w 1968. Nie było też masowych deportacji, czego można było się spodziewać po ewentualnej rosyjskiej interwencji. Wszystko zostało sprawą polską, oczywiście nie bez wskazówek z Moskwy. Reżim Jaruzelskiego okazał się dziwnie powściągliwy i jak na sowieckie standardy, niewiarygodnie wyważony. W czasie stanu wojennego pozostało w Warszawie wielu zachodnich dziennikarzy.
Po wielu latach można już pokusić się o obiektywną oceną wydarzeń z 13 grudnia 1981 roku i roli Wojciecha Jaruzelskiego. Czyżby był oddanym sprawie polskiej Polakiem, przebranym w skórę człowieka Moskwy? Godna podziwu umiejętność lawirowania między tak skrajnymi w swoich zapędach siłami. Na wszystko trzeba patrzeć w kontekście dziejowym. Do czego doprowadziłaby eskalacja sytuacji w Polsce? Czy ruch Jaruzelskiego nie był jedynym ratunkiem? Bo na pomocy z Zachodu zawiedliśmy się nie raz.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Non omnis moriar

Może ten cytat z Horacego ("nie cały umrę") jest daleki w kontekście do mojej sytuacji, ale wkradał się jakoś podświadomie między myśli, kiedy miałem sposobność usłyszeć dziś wypowiedzi moich znajomych. Wielu z nich wyrażało swoje ubolewanie nad faktem, że nie zostałem wybrany do rady miejskiej w kolejnej kadencji. Brzmiało to trochę jak płacz nad zmarłym, połączony z podaniem jego zasług. Czasami uszczypnąłem się w ukryciu, aby stwierdzić, czy rzeczywiście nie jestem już w innym świecie. Okazało się, że nie, a świat wokół mnie jest tak samo rzeczywisty jak był przed wyborami. Nadal żyję i nadal pozostała we mnie chęć do działania pro publico bono w mniejszym lub większym zakresie. Nie zawsze można liczyć na przychylność społeczną, a szczególnie, gdy w grę wchodzą narzędzia rywalizacji politycznej, które łatwo zmieniają sympatie wyborców. Tak się stało i teraz. Osobiście, jako były radny, mogę być zadowolony z efektów moich działań w minionej kadencji. Coś jednak pozostało po mnie trwałego w środowisku, w którym żyję. Przynajmniej na mojej ulicy zaszły zmiany, jakich trudno szukać przez poprzednie trzydzieści lat, które piękna "Urszulka" szelestem liści będzie mi jeszcze długo przypominać jako pomnik przyrody.
Pewien Mecenas wypominał mi, że ciągle miałem jakieś pretensje do sprawujących władzę, jakieś pytania, a kto inny wskazał pomysły i idee, które wnosiłem do pracy rady. Nie inaczej jak tylko uznać to muszę za komplement i dodatkowy powód do satysfakcji. A więc "nie cały umrę" bo pozostaje po mnie moje skromne dzieło, a we mnie chęć do dalszego działania dla dobra wspólnoty w jakiej żyję. Może z patosem powiem, że odchodzę jako zwyciężony, ale niepokonany.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Polityczna głupota

Kiedy tak czasami przychodzi mi prowadzić dyskusje historyczne w temacie naszych powstań narodowych, to nie mogę zrozumieć szerzących się ostatnio tendencji w kierunku krytyki sensu tych wydarzeń i nazywanie ich głupimi zrywami gorących głów. Tak od powstania listopadowego, poprzez styczniowe aż po wielkopolskie. Wiadomo, że powstania te nie miały wielkich szans powodzenia, ale czy ich uczestników można teraz piętnować za to, co uczynili? I odcinać się od nich? Zrywy niepodległościowe traktuje się w tych dyskusjach jako ujmę dla naszej nacji. Ale warto w tym miejscu zapytać, jaka byłaby dziś Polska, o ile w ogóle by była, gdyby nie te próby odzyskania wolnego bytu poprzez walkę zbrojną? Czy przez 123 lata niewoli, akcje wynaradawiania Polacy zdołaliby zachować swojego ducha narodowego? Myślę, że powstania, choć w większości nieudane ( wielkopolskie), wzmocniły jeszcze poczucie odrębności a jednocześnie doprowadziły do poczucia narodowej wspólnoty. Tak, że nie można sobie pozwolić na totalną krytykę powstań jako szaleńczego zrywu młodych głów, trzeba też docenić drugą stronę tych wydarzeń. Myślę, że nie wszystkie z tych powstań nie były pozbawione szans powodzenia. Patrzymy na ten problem z dzisiejszej perspektywy, ale realia tamtych czasów były jednak inne. Ostanie nasze powstanie, warszawskie, mogło zakończyć się powodzeniem, gdyby doczekało się sojuszniczego wsparcia ze strony Armii Czerwonej. A ta stała u wrót Warszawy i obserwowała bezczynnie tragedię powstańców, choć sami Rosjanie nawoływali do powstania. Przeważyła polityka i Stalin pozostawił Niemcom pacyfikację sił, które mogłyby być dla niego niewygodne w przyszłej Polsce.
Dziwi i nieco zatrważa dzisiejsza postawa nowomyślących Polaków, którzy spokojne deprecjonują czyny powstańcze. Czym jest dziś takie stawianie sprawy? Przynajmniej sprzeniewierzeniem tradycji narodowej, jeśli nie polityczną głupotą, kiedy warunki geopolityczne wokół nas tak bardzo nie zmieniły od XIX czy XX wieku. A historia lubi się powtarzać.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Higiena języka

Kilka razy dziennie chwytamy szczoteczkę do zębów, aby oczyścić usta z tego, co nie powinno w nich się znaleźć. Cieszymy się później bielą zębów, pięknym uśmiechem i świeżością oddechu. Zdaje się jednak, że zdarza się nam zapominać o tym, że usta służą także do wyrażania myśli, które oddają ducha mówiącego. Jeśli mowa składna, to i treści łatwo wpadające w ucho, sprawiające przyjemność słuchaczowi i wzbudzające jego zainteresowanie. A szczególnie potrzebne jest to teraz w czasie kampanii wyborczej, kiedy trzeba bardzo uważać na to co się mówi. Przeraża, kiedy podczas rozmowy trzeba wysłuchiwać rozmaitych wulgaryzmów, które jako przecinki stosowane są przez rozmówców. Może i komuś taki styl wypowiedzi pomaga w wyrażaniu myśli, ale jednocześnie odstrasza słuchaczy. Po co w wypowiedzi stosować tyle słów niecenzuralnych? Niektórym pomaga to w wyładowaniu emocji, które skutecznie blokują wypowiedź, ale z drugiej strony końcowy skutek jest opłakany, bo słuchający, o ile tyle wprawny w mowie, trzeźwy i obdarzony choć nikłą dozą kultury osobistej, uzna mówiącego za chama. Zważmy, że niektórzy z nas mogą poczuć się obrażeni, słuchając takich nafaszerowanych wulgaryzmami wypowiedzi. Warto więc zadbać o higienę języka.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Marszałek Piłsudski o Ukrainie

"Idąc w głąb Ukrainy, ale tylko do granic 1772 roku, przez to samo nie uznajemy rozbiorów i głosząc samostijność na tych ziemiach, jakby poprawiamy błędy naszych przodków. Chcemy dać [Ukrainie] możliwość samookreślenia i rządzenia się przez własny naród.
Postawiłem na kartę, żeby coś zrobić na przyszłość dla Polski, choć takim sposobem osłabić możliwości przyszłej, potężnej Rosji, i jeśli się uda, dopomóc [w] stworzeniu Ukrainy, która będzie zaporą między nami i Rosją, i na długie, długie lata nie będzie nam groźna. Ale w tym sęk, czy ta Ukraina powstanie, czy ma dostatecznie sił i ludzi, żeby się stworzyć i zorganizować, bo przecież wiecznie tu siedzieć nie możemy.
Granic 1772 roku tworzyć nie mogę, jak kiedyś chciałem, Polska nic chce tych kresów, Polska nie chce ponosić ofiar, wszystkie partie wyraźnie się wypowiedziały, nie chcemy ponosić kosztów, ani nic dać, a bez wysiłków, ofiar nic stworzyć nie można! Zatem innego wyjścia nie ma -jak spróbować stworzyć samostijną Ukrainę. Petlura tu nie odgrywa żadnej roli, jest narzędziem, niczym więcej. A jeżeli nic się nie uda zrobić, pozostawimy ten chaos własnym losom. Niech się burzy, traci, wyniszcza, osłabia, zjada. W takim stanie nie będzie też nam groźnym na długie lata!"

Józef Piłsudski (wiosna 1920)
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Pozostanę liberałem

Już zdecydowałem, że będę kandydował do rady miasta w najbliższych wyborach. Funkcja radnego pozwala zaspokoić mi chęć działań dla poprawy warunków otoczenia w jakich żyję. A w szczegółach jest to poprawa infrastruktury miasta, jego estetyki, warunków wypoczynku i dostępu do dóbr kultury, bezpieczeństwa, a przede wszystkim poprawa efektywności działania instytucji za te dziedziny odpowiedzialnych.
Często w rozmowach z sąsiadami słyszę pytanie, dlaczego nie wystąpię z PO. Tyle ostatnio było w tej partii rozmaitych żenujących sytuacji, że lepiej by było, gdybym już pod tym szyldem nie występował. Jeszcze więcej osób by na mnie głosowało, gdybym wystąpił z PO. Albo inny rozmówca stwierdził: jesteś dobrym radnym i uczciwym człowiekiem, ale nie podpiszę ci listy poparcia, bo nie chcę popierać PO.
W odpowiedzi stwierdzam, że nie dla znajomości jestem w tej partii, tylko dla idei liberalizmu. A liberalizm na pierwszym miejscu stawia wolność i ma charakter indywidualistyczny, doceniając jednostki ludzkie, a sprzeciwia się wszelkim formom kolektywizmu, feudalizmu, absolutyzmu, czy komunizmu. Liberalizm postuluje wolność jednostki ludzkiej do wszystkiego, ale i odpowiedzialność za wszystkie czyny w ramach norm współżycia przyjętych przez społeczeństwo. Dlatego też ciesząc się wolnością, mam świadomość odpowiedzialności za swoje czyny. Nie mogę brać odpowiedzialności za innych członków mojej partii. Oni mają sami jej świadomość. Każdy z nich tłumaczył się ze swoich potknięć. Chociaż politycy opozycyjni wyolbrzymiają i stronniczo interpretują pewne fakty, aby tylko pognębić konkurentów, sami niebaczni swoich błędów. Dla mnie osobiście liberalizm, to posługiwanie się w działalności zdrowym rozsądkiem. Czym byłoby teraz z mojej strony odejście z PO. Myślę, że jeśli nie tylko koniukturalnym populizmem, to przynajmniej tchórzostwem. Szczury uciekają najszybciej z tonącego okrętu, ja zachowam spokój. Zresztą PO wcale nie tonie, sondaże wskazują na wzrost popularności i dowodzą, że idee liberalne znalazły akceptację w społeczeństwie.
Moi wyborcy to w większości młodzi odważni ludzie, odporni na nacisk i pranie mózgu, mający własne zdanie. Ja oferuję im mój program działań w przyszłej kadencji, a od nich zależy, czy go zaakceptują. I to jest potwierdzenie idei liberalizmu - wolności do wszystkiego, więc pozostanę liberałem, członkiem Platformy Obywatelskiej.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Refleksja wrześniowa

Nie pamiętam który to już raz oglądam film "Katyń" Andrzeja Wajdy. Za każdym razem poza smutkiem nad losami ludzi czuję to samo, powszechną w tym filmie obecność zdrady i oszustwa. Rosja weszła zbrojnie do Polski 17 września 1939, aby bronić przed Niemcami ludność naszych kresów wschodnich, to Niemcy wymordowali w kwietniu 1940 polskich jeńców wojennych w Katyniu, chociaż ich tam jeszcze nie było. Kłamstwo, które przedstawiano jako prawdę i kazano oprawców przyjmować chlebem i solą jak mile widzianych gości. Może i to nawet byłoby logicznie do wytłumaczenia, bo trzeba było przyjąć kłamstwo za prawdę, aby przetrwać, bo sprzedani przez sojuszników pod sowiecki but, byliśmy bez szans w stawianiu oporu. Bohaterowie odsądzeni od czci wiary zginęli w nierównej walce, albo skończyli w ubeckich katowniach. Ale co powiedzieć, kiedy dziś w Polsce od ćwierć wieku cieszącej się prawdziwą wolnością i niepodległością, stawia się postaci dwóch oprawców narodu polskiego cesarzy Rosji I Prus na piedestale współczesności i wspomina ich pobyt w Aleksandrowie Kujawskim. Dzisiaj nikt nie zmusza nas do niewolniczej uległości i noszenia hańbiących symboli poddaństwa, a bierzemy je sobie sami na pierś. Czyżby słowo godność straciło już znaczenie w dobie globalizacji i przewartościowań ideologicznych. Husarze zasnęli na zawsze?
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

Strona 11 z 30 << < 8 9 10 11 12 13 14 > >>
dnd, d&d dungeons and dragons
 
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

trwa inicjalizacja, prosze czekac...