 | |  | | Użytkowników Online Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 861
Najnowszy Użytkownik: Adam Michalski WAPP
|
| |  | |  |
|
 | |  | | Syty nie zrozumie głodnego
Pewnego razu trzy boginie Aglaja, Eufrozyna i Taleja przyglądały się ludziom na ziemi i tak zatrwożyły się losem głodujących i z tego powodu umierających dzieci, że wspólnie zobowiązały się, że coś na to muszą poradzić. Najpierw radziły na głównym placu Olimpu. Oj, radziły. Jedna przed drugą, a trzecia za pierwszą rzucały pomysłami, ale nie mogły dojść do porozumienia, bo każdej jej pomysł wydawał się najlepszy. A Zeus z Aresem przyglądali się z boku i tylko kiwali głowami. Ześlemy im trochę głodu, bo jeszcze nam tu jeszcze jakiejś szkody narobią, Aresie, zawyrokował Zeus i tak uczynił. Poczuły boginie pragnienie jadła. Eufrozyna zwana też Rozumną zaproponowała, pójdźmy w gościnę do Dionizosa, ten nas nakarmi za niewielką opłatą. Dionizos wielbiciel wina, niewiast i śpiewu ucieszył się na ich widok i na klaśniecie dłoni stoły ugięły się od jadła i trunków, zadźwięczały piszczałki, zadudniły bębenki. Zatańczyły kopytonogie bóstwa leśne koźlorogate i nimfy. Polały się wina najprzedniejsze i świat stawał się coraz to piękniejszy i kłopoty odchodziły w niepamięć. Wśród śmiechów wychwalały siebie, jam rozumna, jam kwitnąca, ja zaś promienna powiedziała Aglaja. Przy okazji wypadało omówić wszystkich mieszkańców dworu olimpijskiego. Dostało się Herze, że ma obwisłe piersi, a Afrodyta prowadzi rozwiązłe życie, a Zeus to jest już za stary na sprawowanie swojego boskiego urzędu. Ale żadna ułuda szczęśliwości nie trwa wiecznie, więc chociaż już nieco wstawione boginie postanowiły wrócić do rzeczywistości. Dionizosie zawołały, ileż to nas kosztować będzie ta uczta. Dionizos rzekł, co łaska. Na to Aglaja wyciągnęła perłę z sakiewki, Eufrozyna szafir a Taleja, zerknąwszy wcześniej na towarzyszki, gwiaździsty diament. No to, nad czym miałyśmy uradzić siostry, zapytała rozumna Eufrozyna. Aglaja na to, wstrząsana odbijaniem po przejedzeniu odrzekła, teraz nie mam głowy na takie drobnostki, załatwimy to następnym razem. A co to w ogóle było?
|
| |  | |  |
 | |  | | Co nie jest zakazane, jest dozwolone
Ulica Kochanowskiego w Aleksandrowie doczekała się w ubiegłym roku wyróżnienia w postaci ścieżki rowerowej, a właściwie pasa polbruku ciągnącego się przez połowę długości ulicy. Nie wiadomo tak do końca co to takiego jest, bo do tej pory obiektu nie dopuszczono do użytku. A wszyscy korzystają jak mogą; ja korzystam z niej jako chodnika w czasie spacerów z psem. Nierzadko zdarza się, że ustępuje miejsca rowerzystom. Ale kiedy ostatnio nie ustąpiłem miejsca nadjeżdżającemu samochodowi zapytałem kierowcę, dlaczego samochodem jedziesz człowieku po ścieżce rowerowej. Ten z wściekłością w oczach zaczął rzucać przekleństwami, naruszając jednocześnie godność mojego psa, nazywając go kundlem, chociaż tak naprawdę pies rasowy nie jest. Ale przecież nawet pijaka rzadko wprost określa się mianem pijaka. I tego było już za dużo, mój pies tez swój honor ma. Wyciągnąłem telefon z aparatem telefonicznym, zrobiłem kilka zdjęć kierowcy i jego samochodu na ścieżce i już wykręcałem numer 997. O swoich zamiarach powiadomiłem mojego polemistę. Kierowca nieco spokorniał i odezwał się już ludzkim głosem - panie, jakoś tak mi się zdarzyło, już więcej nie będę. Ale obraził pan mojego psa - odpowiedziałem żartem i nadal manipulowałem przy telefonie. Raz kiedy jechałem tą ulicą to urwałem sobie tłumik - mówi kierowca- poszedłem z tym do urzędu po odszkodowanie. Zagroziłem, że będę jeździł samochodem po ścieżce rowerowej, jeśli nie naprawią drogi. Odpowiedziano mi, że to co nazywam ścieżką rowerową nie zostało jeszcze odebrane jako ścieżka rowerowa. Wyszedłem z biura i pomyślałem sobie, że jeśli nie jest to ścieżka, ani chodnik, to wolno po tym jeździć. To, co nie jest zakazane, jest dozwolone. Popatrzyłem z zażenowaniem na człowieka i zrezygnowałem z zawiadamiania policji, bo po co walczyć o sprawę, którą ktoś już wcześniej spisał na straty. Ciekawe, czy ta niby ścieżka rowerowa dotrwa do chwili odbioru.
|
| |  | |  |
 | |  | | Kiedy zwyczaj staje się prawem, a prawo bezprawiem
Do młodzianków to ja już się zaliczyć nie mogę, co stwierdzam z niejaką przykrością, ale wiek też swój walor ma, bacząc na pamięć i doświadczenie. Od kiedy zacząłem poruszać się dwunożnie, a było to jak wspomniałem parędziesiąt lat temu, pamiętam, że zawsze zmierzając w kierunku dworca przekraczałem ulicę Słowackiego w okolicy dawnego domu towarowego. Stało się to już przejście zwyczajowe i jak widzę nie tylko dla mnie. Teraz, kiedy częściej poruszam się już na czterech kołach, przeoczyłem, że decyzją Wojewódzkiego Zarządu Dróg zlikwidowano w tym miejscu przejście. I to wcale nie dziś, ani wczoraj, tylko pewnie rok temu. Ale ciągle w tym miejscu odruchem nabytym latami doświadczenia zachowuję zdwojoną ostrożność. I nie jest to wcale nieuzasadnione, biorąc pod uwagę fakt, że przechodnie ciągle korzystają z tego przejścia, choć już go tam od dawna nie ma. Słyszałem już nie raz w tym miejscu ostre hamowanie kierowców, znajome okrzyki i wygrażanie. Nie wierzę w duchy, ale w siłę zwyczaju, który w niektórych przypadkach staje się prawem,
w omawianym przypadku bezmyślnie tłumionym przez decydentów. W innym miejscu naprzeciw bankomatu; jeszcze częściej zdarza się nieuprawnione przekraczanie ulicy przez kierowców zostawiających na parkingu swoje samochody. Na całej długości parkingu odbywa się ten proceder, który skutkuje niczym innym jak powstaniem zagrożenia kolizji drogowej z udziałem tych przekraczają w niedozwolonych miejscach ulicę, zdążając do bankomatu. Propozycja, aby naprzeciw usytuować przejście dla pieszych spotkało się ze sprzeciwem władz, które swoje stanowisko usprawiedliwiają koniecznością likwidacji kilku miejsc parkingowych, Których jest u nas niedostatek. Należałoby się zastanowić, co jest tu kryterium priorytetowym, parking czy bezpieczeństwo w ruchu komunikacyjnym. Pewnie nikt się nad tym szczególnie nie zastanawiał. A ja jednak zastanowiłbym się, czy władza lokalna jest na potrzeby mieszkańców, czy mieszkańcy dla władzy, aby wybierać ją w kolejnych wyborach.
|
| |  | |  |
 | |  | | A ja tam wolę zimę
Kiedy nieco grubiej posypie śniegiem i biały puch ujednolici krajobraz to serca aż do góry wzlatuje podziwiając ten ład i porządek, który natura nam sporadycznie funduje. Wszystkie bruzdy, krzywizny, dziury i niedomalowania znikają; nie widać śmieci, ani psich niespodzianek.
I sąsiedzi, jako radnemu, nie marudzą tak wiele jak zwykle. Jest wielki porządek!!! Biel pobłyskuje kryształkami lodu i zwisa czapami na jałowcach w ogrodzie. Z gzymsów zwisają grube sople, na których igra sobie słońce.Tak pięknie może być tylko zimą. A i mróz poprzegania do domów wszystkich tych, których mimo wyznawanej miłości bliźniego nie chciałoby się zbyt często widywać. W tak sprzyjających warunkach ochocie na spacer nie sposób się oprzeć, chociaż mróz w uszy szczypie. Aż szkoda, że niedługo już wiosna, albo jakaś inna odwilż.
|
| |  | |  |
 | |  | | Syndrom krótkiej kołdry
Jeśli nie stać nas na pełnowymiarowy zestaw pościelowy, to mamy same kłopoty, szczególnie wtedy, kiedy słusznym wzrostem obdarzył nas stwórca. Do rozpaczy doprowadza przykrótka kołdra w nocy, która nie wystarcza do okrycia. I tak, kiedy w głowę zimno podciągasz kołdrę do góry i odkrywasz nogi, potem odwrotnie. Zwinięcie się w kłębek skutkuje rano sztywnością mięśni i strzykaniem
w stawach. A co zrobić w przypadku, kiedy ta sama kołdra służy dwojgu. No cóż wtedy najlepiej się do siebie przytulić.
Na wzór wymienionej kołdry Rada Miasta próbuje naciągnąć budżet tak, aby starczyło dla wszystkich. Przełożyć środki w jedno miejsce, to brakuje w innym. Dać pieniądze na okno, kiedy brakuje na dom wydaje się bez sensu. A wpływy mniejsze, kryzys rozpanoszył się szeroko spadkiem produkcji, aktywności przedsiębiorców i przepływem środków finansowych. Rada i Burmistrz naciągają kołdrę budżetową, tak aby starczyło dla dwunastu i pół tysiąca okrywających się nią mieszkańców. Wiadomo, że najlepiej będą mieli ci w środku.
|
| |  | |  |
 | |  | | Realia współczesności
Do pośrednictwa pracy przychodzi jegomość i pyta, czy znajdzie się praca dla jego syna. Pracownik instytucji pyta petenta:
- A co syn umie i jakie ma wykształcenie?
Ojciec powiada, że nic, i że bez wykształcenia. W takim razie pracownik proponuje, że ma dla niego pracę jako pomocnik murarza - 1500 zł za miesiąc.
Ojciec myśli i mówi:
- A coś innego? Bo za dużo by mu zostało na wódkę.
W takim razie pracownik proponuje:
- Pomocnik pomocnika murarza, trochę cięższa praca, ale 800 zł za miesiąc.
Ojciec po namyśle mówi:
- Nie, jeszcze za dużo.
Na to pośrednik wstaje, nerwowo zamyka książki i podniesionym głosem mówi:
- Proszę pana, żeby zarabiać 500 zł, to trzeba studia skończyć!
|
| |  | |  |
 | |  | | Na prawo sklep, na lewo sklep
Cieszy fakt, że można w naszym mieście obserwować rozwój działalności gospodarczej, może trochę monotematycznej, bo handlowej, ale zawsze to rozwój. W ostatnim czasie przybyło u nas sklepów mięsnych, szczególnie dużo tych pod szyldem lokalnej firmy, ale są i konkurenci. Czasami sobie zadaję pytanie po co tyle sklepów mięsnych w mieście? Ale sam sobie odpowiadam, że widocznie jest takie zapotrzebowanie rynku, ale z drugiej strony trzy sklepy jednej firmy na dystansie stu metrów, to chyba trochę za dużo. A dalsze obserwacje prowadzą do wniosku, że większość mieszkańców miasta przeszło chyba na wegetarianizm, bo tłoku kolejkowego w żadnym sklepie nie widać. Wszędzie czysto, schludnie, a panie ekspedientki w białych fartuszkach podpierają lady, ale gdy tylko zjawi się klient, to jest on traktowany jak typowy very important person, bo o każdego trzeba zadbać w tych warunkach z niebywałą wręcz pieczołowitością, bo inaczej nie przyjdzie następnym razem, tylko odwiedzi sklep konkurencji. A szef sklepu na takim rbezrybiur1; tylko się wścieka, aż macha rękoma podczas bytności w sklepie i zachodzi w głowę, jak tu zwabić klienta. A ten przy tak dużej możliwości wyboru, nie da się naciągnąć na byle co i idzie tam, gdzie lepiej. Nareszcie zdrowy rynek w mieście i konkurencja, a ewentualny klient tylko na tym korzysta. Ale tymczasem można parafrazować słowa dawnej piosenki: na prawo sklep, na lewo sklep, a klientów jak na lekarstwo.
|
| |  | |  |
 | |  | | Co tam w powiecie?
A jeśli jednak mimo masowego sprzeciwu zgodnie w projektem pana Gowina dojdzie do likwidacji 79 sądów rejonowych w Polsce w tym również w Aleksandrowie Kujawskim obok Radziejowa i Rypina. Minister Gowin postuluje oszczędności i przyspieszenie rozpatrywania spraw. Dla niektórych likwidacja sądów rejonowych to wstęp do procesu likwidacji powiatów, których obecnie w Polsce funkcjonuje 379, co w porównaniu z okresem przedwojennym, kiedy funkcjonowało ich tylko 241, wydaje się sporą przesadą, bowiem nawet obszar kraju był wtedy większy. Wielu argumentujących za likwidacją powiatów wskazuje na ogromne koszty funkcjonowania tego dziwnego współcześnie tworu przejmującego częściowo zadania gmin i wojewody. Teraz sprawa posuwa się bardzo wolno do przodu, ale w przypadku kiedy do Polski zawita jednak kryzys w swej ciężkiej postaci, rząd będzie musiał się zdecydować na drastyczne oszczędności i wtedy przynajmniej te słabe i źle funkcjonujące powiaty zostaną wchłonięte przez inne. Czyżby likwidacja sądu rejonowego w Aleksandrowie Kujawskim było zapowiedzią likwidacji powiatu. Teraz nikt tego jeszcze oficjalnie nie potwierdza, ale wielu mruga okiem przy okazji. Szkoda, bo mieliśmy przynajmniej jednostkę samorządu terytorialnego, w której ciągle coś się działo!! Po likwidacji to już sama nuda i marazm w dodatku.
|
| |  | |  |
 | |  | | Prorok
Oddany ludowi, miastu bądź też gminie - zwykł się nazywać. Oddany w ofierze lub ofiara miejska dla przebłagania opatrzności o lepsze czasy i lepszych ludzi.
Nie nadaremnie Najwyższy trafia swoją myślą w jakieś ziemskie ciało, aby czuło i widziało, i tymi wyczulonymi zmysłami rejestrowało to, co normalnego człowieka umknie uwadze. I widzi taki niesprawiedliwość wielką i wieszczy kary dla tych, którzy go nie słuchają. I pisze pisma prorocze i nakazy dla władzy o potrzebie wycofania nakazów. A władze słuchają i nakazy wypełniają. A prorok i wizje ma ciągłe, i wiersze na wizjach osnute i moralitety pisze. Już sam on autorytet, genialny twórca i sędzia, co każącą rękę na głowami wznosi. Rozsądzi każdy spór na wzór Salomona. I największym on znawcą ludzkich spraw i grzechów.
Ale wiadomo przecież, że Najwyższy niemłody, bo już przed stworzeniem ziemi na długo bytował. I starość nie radość i członki nie takie, i zmysły nieostre. I zdarzy się czasem, że po czasie pewnym, spoglądając na Ziemię westchnie sobie z cicha: oj, znów chybiłem i trafiło w osła.
|
| |  | |  |
|
 | |  | | Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| |  | |  |
trwa inicjalizacja, prosze czekac...
|