 | |  | | Użytkowników Online Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 861
Najnowszy Użytkownik: Adam Michalski WAPP
|
| |  | |  |
|
 | |  | | Platforma porozumienia
Była sobota zupełnie zwykła i czas było wyjść z domu, aby trochę się przewietrzyć no i pokazać. Bo trzeba to robić, aby ludzie wiedzieli, że wciąż się żyje i to jeszcze dobrze. Założył więc Piotr złoty zegarek na rękę i takiż gruby na szyję, a dla podkreślenia skórzaną kurtkę. No tak to mogę się pokazać. Wyszedł z domu i powoli, dostojnie zmierzał w kierunku najbliższego centrum, gdzie zbierają się ludzie. Przechodzili obok znajomi, kłaniali mu się i uśmiechali, on uprzejmie odwzajemniał gesty. Po drodze przyłączyło się do niego dwóch znajomych, którzy ochoczo korzystali z prestiżu kolegi, za co zabawiali go rozmową i ostatnio zasłyszanymi anegdotami. Zaczęło się robić całkiem przyjemnie, postanowili poprawić sobie humor jeszcze bardziej i weszli do najbliższego ogródka piwnego. Jedno, drugie i potem następne. Ach, wydostało się z ust pijących na znak stanu wielkiej szczęśliwości. Chodnikiem obok ogródka przechodzi przygarbiony niepozorny gość obładowany zakupami, jakiś chyba znajomy z lat szkolnych. Piotrek chwilę pomyślał i wykrzyknął - Mietek? Przechodzący obejrzał się i uśmiechnął. O, Piotrek, dawno cię nie widziałem. Co porabiasz? - zapytał. Piotr wstał i zaprosił go do stołu, aby usiadł z nimi. Mietek wzdragając się nieco, ale z uwagą, że na krótko, przysiadł się do znajomych. Piotr zaczął - słyszałem, że skończyłeś te studia i nawet teraz jesteś doktor. Ja, rozumiesz, o jakiś tam szkołach nigdy nie myślałem, ale pieniądze mam, to najważniejsze. Mam dwa sklepy i dobrze z tego żyję. I nawet mam pieniądze, żeby dać na biednych w różnych akcjach. Trzeba dać, bo biedak też człowiek. Zresztą nie lubię na nich patrzeć, to lepiej dać, niech sobie idą gdzieś do szkoły. Jednemu dzieciakowi to dałem nawet na kurs malowania obrazów. A ty chociaż doktorek, to widzę, że pieszo chodzisz. Koledzy zawtórowali ze śmiechem. Za to należała im się kolejna butelka trunku. Mietek popatrzył na kolegę i rzekł - na podstawie tego co mówisz, to taki lokalny mecenas z ciebie. Piotr popatrzył z zakłopotaniem, a koledzy zaczęli podśmiewać się pod nosem. Jednym twardym spojrzeniem zdjął im uśmiech z twarzy. Nastała chwila niezręcznej ciszy. Piotr chwycił mocno Mietka za ramię i spąsowiały ze złości powiedział. Ty mnie Mietek nie obrażaj i nie mów na mnie mecenas, bo to chyba nic dobrego nie znaczy, doktorku. Koledzy zaczęli rozglądać się dookoła i gotować do ewentualnej akcji wspomożenia Piotrka. Wystraszony Mietek na początku nie rozumiał o co w ogóle chodzi, po krótkim namyśle dodał - ale mecenas to też ktoś taki, kto pomaga artystom, więc nie ma tu nic obraźliwego. Piotr popatrzył z pewnym zakłopotaniem i rzekł - a bo myślałem, że jaja sobie ze mnie robisz, a słowo mecenas słyszę pierwszy raz. Dobra już, musisz przyjść do mnie na wódkę, doktorku. Mietek wstał od stołu zabrał swoje pakunki, pożegnał towarzystwo sztucznym nerwowym uśmiechem i spiesznie się oddalił. Piotr wychylił ostanie piwo i rzekł do wiernych słuchaczy - muszę iść na jakiś kurs, bo komuś jeszcze krzywdę zrobię.
|
| |  | |  |
 | |  | | Nihil novi sub sole
Dla tutejszych: nic nowego pod słońcem. Otoczenie, w którym mieszkasz w miarę czasu przestaje zaskakiwać cię czymkolwiek. W tym miejscu od lat stoi to samo drzewo, tam wali się jakiś budynek i zawalić się nie może i tak dalej. Hanka ma znów nowego kochanka, ale tydzień temu i miesiąc temu też był inny, a za tydzień z pewnością kolejny, czyli to samo show trwa nadal. Całkowity zastój. Nawet miejscowy kontestator rzeczywistości jest stałym elementem tego samego wycinka krajobrazu, bo zawsze widać go w sklepie, albo przed sklepem ze szkłem w dłoni lub za pazuchą. Wszystko zmienia się tylko w pewnym wąskim zakresie zmienności narzuconym przez dynamizm grajdołka, w którym mieszkasz i chyba sił wyższych, które ograniczyły stopień świadomości lokalnej, bo po co ludzie mają się męczyć, uświadamiając sobie bylejakość swojego bytu. To swego rodzaju miłosierdzie Tego, który reguły bytu ustanawia.
I nawet ten sam stały element miejscowego krajobrazu sklepowego jak już wiele razy będzie chciał ci udowodnić w chwili odmiennego stanu świadomości, jakimi to odchodami jesteś i już dawno nie powinieneś żyć. I jak to dziesiątki już razy bywało przejdziesz nad tym do porządku dziennego z myślą, że obłąkanym owieczkom trzeba wybaczać, bo i takie na świecie też muszą być, aby inni wiedzieli kim być nie powinni.
|
| |  | |  |
 | |  | | Przypowieść filozoficzna
Była późna zima, bo do wiosny brakowało jeszcze kilku tygodni. Słońce operowało już mocno, śniegi stopniały, a uliczne błota zamieniały się w suchą skorupę. Czuć było
w powietrzu, że wiosna tuż tuż. Gdzieniegdzie słychać było już ptaki, a przed sklepem pojawiali się gromadnie już starzy bywalcy. To ostateczny znak, że wiosna się zbliża.
Tego dnia był tam tylko jeden. Proponował przechodniom kurę, która mu się w jakiś sposób pojawiła w zagrodzie. Nie ma co, uczciwy jest, co nie jego, to nie bierze. Nikt jednak nie skorzystał z oferty, bo nie wiadomo, czy to żart, czy podstęp. Zasmucony obrotem spraw poprawił sobie humor jednym piwem, jednym po drugim. Zaczął myśleć i to chyba bardzo intensywnie. Co chwila miotały nim antagonistyczne refleksje, co wyrażało się w drganiach i wstrząsach całego ciała. Po kilku chwilach wszystko ucichło, nastał spokój. Człowiek wstał i z impetem wpadł do sklepu. Następne piwo - zakrzyknął, a stojącemu przy ladzie klientowi, wskazując palcem między oczy filozoficznie objaśnił: bo kto się jako gówno urodził, ten jako gówno umrze i odszedł
z następną butelką. To on tak o sobie - zapytał klient sprzedawcę. Wrażliwy jest - ten odpowiedział.
|
| |  | |  |
 | |  | | Niech się dzieje co chce
Minął kwartał od kiedy na ulicy Kochanowskiego w Aleksandrowie Kujawskim pojawiła się konstrukcja, którą do dziś trudno zakwalifikować do jakiejś ściśle określonej kategorii obiektów budowlanych. Bo to niby budowano jako ścieżkę rowerową, ale żadnego znaku nie ma, więc nie wiadomo co to, choć na pierwszy rzut oka wygląda na chodnik. Ale z kolei sunące po nim samochody, dają podstawę, aby wnioskować o jeszcze innym przeznaczeniu. Bo to nie może być chyba ścieżka rowerowa ani chodnik skoro piesi i rowerzyści zmykają przed pędzącymi samochodami. Jakakolwiek próba opierania się woli kierowców kończy się stekiem inwektyw, więc lepiej zawczasu zejść z drogi. Policja zajeżdża tu czasami w ramach patrolu, kiedy znudzi się stanie w jakimś zaułku w mieście. Funkcjonariusze postoją, popatrzą i wtedy nikt na ścieżkę samochodem nie wjedzie, a gdy tylko znikną wszystko wraca do normy. W magistracie dostępna jest w tej sprawie tylko informacja, że ścieżka nie została oddana do użytku. I nic więcej, w domyśle "róbta co chceta". A dalej niech się dzieje co chce.
|
| |  | |  |
 | |  | | Czarnoskóry Polak
"Dziś w ramach ciekawostki historia pewnego Nigeryjczyka, który walczył za Polskę: August Agbola O'Brown prawdopodobnie jedyny czarnoskóry mężczyzna, który brał udział w Powstaniu warszawskim. O,Brown urodził się 22 lipca 1895 roku na terenach dzisiejszej Nigerii. Do Polski przyjechał w 1922 roku i zamieszkał w Warszawie przy ulicy Złotej. Z zawodu był muzykiem jazzowym a konkretniej perkusistą. Pracował w różnych warszawskich lokalach rozrywkowych. Ożenił się z Polką i miał z nią dwoje dzieci Ryszarda i Aleksandra. W 1949 roku zgłosił się do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD ) gdzie w ankiecie personalnej napisał, że brał udział w obronie Warszawy w 1939 roku, a także w Powstaniu warszawskim w 1944. Według własnej relacji nosił pseudonim "Ali"; i miał należeć do oddziału, którym dowodził kapral Aleksander Marciński ps. "łabędź", oddział ten walczył na terenach Śródmieścia. Historycy ustalili, że prawdopodobnie chodziło o batalion Iwo, który faktycznie walczył na Śródmieściu Południowym. W ustaleniach pomogło nazwisko dowódcy domniemanego oddziału. Relacje tą może potwierdzać świadectwo Jana Radeckiego ps. "Czarny" , który potwierdził iż widział czarnoskórego mężczyznę w dowództwie batalionu Iwo przy ul. Marszałkowskiej 74. Radecki niestety nie pamiętał personaliów mężczyzny. Nie wiadomo czym O'Brown zajmował się tuż po wojnie. Wiadomo, że w 1949 roku był zatrudniony w Wydziale Kultury i Sztuki Zarządu Miejskiego w Warszawie a następnie zajmował się graniem jazzu w warszawskich restauracjach. W 1958 roku razem z rodziną wyemigrował z rodziną do Wielkiej Brytanii gdzie zmarł najprawdopodobniej w 1976 roku."
|
| |  | |  |
|
 | |  | | Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| |  | |  |
trwa inicjalizacja, prosze czekac...
|