Czasami lubię sobie siąść przy otwartym oknie w towarzystwie dobrej kawy i wiosny z czterech pór Vivaldiego. Kiedy natura zapewni mi jeszcze dobrą scenografię w postaci słonecznego poranka , wtedy do szczęścia nie potrzeba już nic więcej. Mijają minuty błogości, aż do chwili nadejścia pory końca zmiany w pobliskiej przetwórni drobiu. Pojedynczo i grupkami, przygarbieni i sterani z torbami foliowymi wypełnionymi resztkami z produkcji idą pracownicy. Tuż przy bramie ustawiają się w gromady dyskusyjne i przy dymku omawiają wydarzenia pracowitej nocy. Wyraz zdegustowania słychać w rwącym słownictwie pomagającym pozbyć się emocji. Scysje między rozmówcami na szczęście nie kończą się rękoczynami. Wyzwiska wystarczą. Powoli jednak napięcie spada, nagromadzona para uchodzi. Na powrót dźwięczą już tylko altówki i skrzypce finałowej części koncertu Wiosna, a wtedy wraz z delikatnym powiewem wiatru od strony ferm kurzych przychodzi kleisty i gęsty fetor, wdzierający w każdy zakamarek.
W pobliżu słychać huk, jakby wystrzał. Dyskutanci spłoszeni rozchodzą się czym prędzej. Za ogrodzeniem ukazuje się przechadzający się dumnie w filcakach jeden
z właścicieli ferm. Na ramieniu dubeltówka. Pewnie strzelał bezpańskie psy. Teraz lepiej zamknąć okno. Czar prysł.
Komentarze Brak komentarzy.
Dodaj komentarz Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.
Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.
Brak ocen.
Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.