Vivaldi w Aleksandrowie
Dodane przez puszczyk1 dnia Lipca 26 2010 18:49:41
Vivaldi w Aleksandrowie

Czasami lubię sobie siąść przy otwartym oknie w towarzystwie dobrej kawy i wiosny z czterech pór Vivaldiego. Kiedy natura zapewni mi jeszcze dobrą scenografię w postaci słonecznego poranka , wtedy do szczęścia nie potrzeba już nic więcej. Mijają minuty błogości, aż do chwili nadejścia pory końca zmiany w pobliskiej przetwórni drobiu. Pojedynczo i grupkami, przygarbieni i sterani z torbami foliowymi wypełnionymi resztkami z produkcji idą pracownicy. Tuż przy bramie ustawiają się w gromady dyskusyjne i przy dymku omawiają wydarzenia pracowitej nocy. Wyraz zdegustowania słychać w rwącym słownictwie pomagającym pozbyć się emocji. Scysje między rozmówcami na szczęście nie kończą się rękoczynami. Wyzwiska wystarczą. Powoli jednak napięcie spada, nagromadzona para uchodzi. Na powrót dźwięczą już tylko altówki i skrzypce finałowej części koncertu Wiosna, a wtedy wraz z delikatnym powiewem wiatru od strony ferm kurzych przychodzi kleisty i gęsty fetor, wdzierający w każdy zakamarek.
W pobliżu słychać huk, jakby wystrzał. Dyskutanci spłoszeni rozchodzą się czym prędzej. Za ogrodzeniem ukazuje się przechadzający się dumnie w filcakach jeden
z właścicieli ferm. Na ramieniu dubeltówka. Pewnie strzelał bezpańskie psy. Teraz lepiej zamknąć okno. Czar prysł.