dnd, d&d dungeons and dragons
 
U PUSZCZYKA strona Zbyszka Sołtysińskiego
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Strona Główna Artykuły Download Forum Linki Kategorie Newsów
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Download
FAQ
Forum
Linki
Kategorie Newsów
Kontakt
Galeria
Szukaj


 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Ostatnie Artykuły
Józef Malkiewicz


Obrazki z przeszłości
Zbrachlin
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Wątki na Forum
Najnowsze Tematy
mnvttpu
Plumpers Boobs!Only ...
Lathered charge det...
Atmospherically prom...
Lathered raves aste...
Najciekawsze Tematy
mnvttpu [0]
Plumpers Boobs!On... [0]
Lathered charge ... [0]
Atmospherically p... [0]
Diphthongs mettle... [0]
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Użytkowników Online
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 861
Najnowszy Użytkownik: Adam Michalski WAPP
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Al szczęściarz

Pięć tysięcy mil dzieli Aleksandrów od miejscowości Commack na Long Island w Stanach Zjednoczonych. Miasteczko ciche, spokojne odbiegające znacząco charakterem od zatłoczonej i hałaśliwej aglomeracji Nowego Jorku. Tam wraz z żoną żyje Abraham przez najbliższych zwany Al jedyny z aleksandrowskich Szklarków, którzy przetrwał koszmar holocaustu

Aleksandrowo, to było bardzo przyjemne miejsce do życia. Dookoła lasy z krystalicznie czystymi wówczas wodami Tążyny. Niedaleko Ciechocinek, gdzie można było spędzać długie dni letnich wakacji.
A Wisłą w owych czasach bez przeszkód podróżowano nawet do Warszawy. Tam przynajmniej dwa razy przed wojną spędzał wakacje u wuja mieszkającego na Pradze. Mniej niż ćwierć mili od domu była stacja kolei żelaznych, łącznik z pobliskim Toruniem i Włocławkiem.

Aleksandrowski sztetł

Punktem centralnym miasta był rynek. Tu jak w soczewce ogniskowały się wszystkie nurty życia. Raj dla handlarzy, oszustów, ideologów i plotkarzy.W każdy piątek i czwartek rozbrzmiewał gwarem przybyszów z całej okolicy zwożących towary i wieści. Tu właśnie bywał Abraham wraz z matką po produkty i drób, który później dokonywał żywota zgodnie z zasadą koszerności w rzeźni rytualnej na ulicy Szkolnej; tuż przy synagodze. Całkiem niedaleko był cheder, gdzie wpajano mu , że jest Żydem i dodatkowo dlaczego nim jest. To była nauka dodatkowa, bo edukację zasadniczą odbywał Abraham w szkole powszechnej na ulicy Szkolnej.
Każdego piątku wieczorem rozbłyskiwały światełka szabasowych świeczek, a ojciec prowadzał syna do synagogi na modły. Nie mogli wtedy razem się modlić, bo Abraham nie przeszedł jeszcze barmicwy. Był za młody, dopiero co się urodził, bo 20 grudnia 1927 jako syn Hermana Szklarka projektanta i krawca damskich ubrań i futer z Płocka oraz Sallah z domu Szymonowicz z Aleksandrowa. Matka, jak to było
w zwyczaju zajmowała się domem. Jej przodkowie od dziewiętnastego wieku figurowali na liście mieszkańców Aleksandrowa. Założyciel rodu Abraham Rubinstein, to znany aleksandrowski kupiec i finansista. Dobry znajomy Wawrzyńca Waszaka proboszcza służewskiego. Jedyny brat Abrahama Szklarka, który przyszedł na świat dwa lata po nim zmarł na błonicę kilka lat przed wojną. Rodzina Szklarków zamieszkała na ulicy Długiej, w sąsiedztwie dziadków Mani i Izraela Szymonowiczów. Dziadkowie odeszli w 1935 roku.
Co ulica, to krewni, dobrzy znajomi. Ogólnie przyjazne sąsiedztwo. Przez całe dwanaście lat życia
w Aleksandrowie żaden objaw antysemityzmu ze strony Polaków nie dokuczył mu w stopniu godnym zapamiętania. Nie było getta, jak wspomina, a z polskimi rówieśnikami rozgrywali mecze piłki nożnej. Takie sobie ciche, spokojne sztetł..

Wyrwany z dzieciństwa

Pierwszy września 1939 przeniósł dzieciństwo Abrahama w koszmarną rzeczywistość drugiej wojny światowej. Nie odbyło się rozpoczęcie roku szkolnego, a detonacje niemieckich bomb dały do zrozumienia, że dzieje się coś niedobrego. Jeszcze zanim miasto nawiedziły wrogie wojska rodzina Szklarków uciekła na wieś, aby szybko jednak wrócić, kiedy po drodze spotkał ich atak lotniczy.
Nastały nowe władze i nowy porządek, w którym nie było miejsca dla Żydów. Będąc świadkami spalenia synagogi, mordowania sąsiadów i wysiedleń Szklarkowie dotrwali razem do wiosny 1940.
Któregoś wiosennego dnia wezwano Abrahama do stawiennictwa do wyjazdu na roboty. Pożegnał rodziców, by już ich nie zobaczyć. Nie poznał nawet ich dalszych losów. Zginęli gdzieś, i nie pozostawili po sobie ani śladu.

Młodociany niewolnik

Wiosną 1940 roku zarządzeniem władz zebrano wszystkich zdolnych do pracy Żydów w wieku od 12 do 20 lat i przetransportowano do obozu pracy w Koninie. Było ich sześciuset z Aleksandrowa, Ciechocinka i okolic.Przeznaczono ich jako tanią siłę roboczą do budowy dróg i kolei.Pracowali pod skrupulatnym nadzorem niemieckich. Za miejsce noclegu służyły długie drewniane baraki zastawione dwoma poziomami miejsc do spania.
Głód kazał rozglądać się za dodatkowym źródłem pożywienia. Dookoła miejsca zakwaterowania rozciągały się pola uprawne i gospodarstwa, gdzie można było coś zdobyć. Kiedy tylko nadarzała się okazja, ktoś wymykał się za druty i przynosił co się dało. Ale i Niemcy spostrzegli w pewnym momencie, co się dzieje i wzmocnili dozór, a dla przykładu postanowili ukarać pierwszych schwytanych. Pewnego dnia powracającym z robót ukazał sie widok czterech kolegów kołysanych podmuchami wiatru na szubienicy.
Nadzieja na powrót i wyglądanie dobrych wiadomości odwracały nieco uwagę od tych dramatycznych doświadczeń, ale listy nie nadchodziły i nie zanosiło się na zmiany. Pozostała tylko nadzieja.
W sierpniu 1941 roku całą grupę przetransportowano pociągiem do miejscowości Landsberg
w Bawarii. Tu bardziej dbano o izolację od świata zewnętrznego. Ogrodzenie z drutu kolczastego, wściekle ujadające psy skutecznie odstręczały od czynienia jakichkolwiek prób oddalania się. Warunki życia podobne jak w Koninie, tylko zmienili się nadzorcy, tym razem byli to ss-mani. Akty przemocy fizycznej były codziennością, bestialstwo i wręcz sadystyczne zamiłowanie do okrucieństwa wydawały się być wrodzone załodze obozu. Prawie półtoraroczny pobyt w Landsberg spędził Abraham na robotach przy budowie dróg
i odśnieżaniu aż do początku 1943 roku.

A imię jego145085

Zimą 1943 pociąg towarowy dowiózł swoich pasażerów do przystanku o niewiadomej nazwie. Zza drzwi dało się słyszeć krzyki i ujadanie psów. Po kolei otwierano wagony. Natarczywe -aussteigen-wypędziło pasażerów na platformę peronu, a kolby karabinów zebrały ich w grupę. Potem wężykiem musieli przemaszerować przed oficerem, który palcem i słowami rechts, links kierował nadchodzących w prawo lub w lewo stając się jednocześnie panem ich życia i śmierci. Tych, którzy otrzymali wskazanie -links- Abraham już nigdy nie spotkał.
Poddano ich zabiegom higienicznym. Wstępnemu odwszawianiu, strzyżeniu i wreszcie kąpieli.
A że porządek musi być, wszystkich zewidencjonowano. Aby nie dochodziło do żadnych pomyłek każdy otrzymał nowe imię wytatuowane na ręce. Abrahamowi dano einhundertfünfundvierzigtausendfünfundachtzig i od tej chwili był już tylko numerem. Trzeba było się go dobrze nauczyć. Za niepamięć mógł zapłacić wszystkim, co jeszcze posiadał. Nowością był również pasiasty strój i takaż czapka na głowę, a na piersi świeciła łata z nakładającymi się na siebie czerwonym i żółtym trójkątem, obok numer obozowy.

Codzienność

Dopiero po wszystkich formalnościach dowiedział się, że znalazł się w Konzentrations- lager Birkenau - Brzezinka. Szybko trzeba było przystosować się do codzienności życia obozowego, kto nie nadążał zostawał w tyle na zawsze. Zakwaterowanie w drewnianych barakach, gdzie miejsca do spania stanowiły platformy ustawione w kilku poziomach jedna nad drugą. Jedna kwatera stanowiła leże dla sześciu osób. Leżeli ciasno jeden przy drugim. Było cieplej, ale i łatwiej dla wszy, pcheł, pluskiew, które tu znajdowały wyśmienite środowisko życia, dlatego mnożyły się obficie. A chleb codzienny był czarny, popijany takąż kawą. Dodatkowo siły miała wzmacniać wodnista zupa brukwiana.
Zaopatrzeni w wikt i nocleg więźniowie stanowili siłę roboczą wykorzystywaną do rozmaitych prac. Początkowo zatrudniono Abrahama na rampie kolejowej przy rozładunku transportów więźniów. Pozostawiony dobytek był szybko sortowany i transportowany do magazynów. Zwali je Kanadą ze względu na masę i wartość zgromadzonych tam przedmiotów.
Już jako doświadczony więzień otrzymał przydział do specjalnego komando. Jego praca polegała na opróżnianiu komór gazowych. Z masy splątanych, nagich ciał mężczyzn, kobiet i dzieci wyciągali pojedyncze, które później transportowane były do krematorium. W niektórych rozpoznawał osoby, z którymi nie tak dawno dzielił niedolę. Na zawsze już pozostaną w pamięci twarze zastygłe w grymasie cierpienia, połamane paznokcie i krwawiące opuszki palców ofiar, które w rozpaczliwym akcie próbowały wydrapać sobie ucieczkę w betonowej ścianie komory.
Był już bardzo blisko piekła jakim była praca w krematorium przy paleniu ciał, ale szczęśliwie nigdy tam nie trafił. Wszystkich więźniów zatrudnionych przy tej czynności po pewnym czasie likwidowano.


Z koszmaru w koszmar

We wrześniu 1943 Abraham, ze względu na dobrą kondycję fizyczną został zakwalifikowany do liczącego dwa tysiące osób komanda, którego celem było przygotowanie baraków dla Żydów greckich
i czechosłowackich przeznaczonych do porządkowania dopiero co spacyfikowanego warszawskiego getta.
A Warszawa, w której się znalazł diametralnie różniła się od miasta jakie zapamiętał, kiedy bywał tu na wakacjach u wujka na Pradze. Ulice zgliszczy ciągnące się setkami metrów z widocznymi jeszcze śladami walki. Cisza, szkło i gruz pod nogami, i wypalone otwory okien, to obraz martwego miasta.
Kiedy przygotowali baraki dołączyli do nich wspomniani już Żydzi z południa w liczbie około czterech tysięcy. Od tej chwili już razem pracowali przy porządkowaniu getta. Trwało to około trzech miesięcy. Wybierano z ruin najrozmaitszy sprzęt, meble, czasami zdarzało się coś cenniejszego, co natychmiast deponowano u niemieckich nadzorców. Często zdarzały się rozkładające zwłoki, które na miejscu poddawano kremacji
Po raz pierwszy od wyjazdu do Landsberg udało się nawiązać kontakt ze światem zewnętrznym. Miejscem kontaktowym był mur okalający getto. Tu odbywał się szmugiel towarów i przekazywanie wiadomości. Trzeba było być bardzo uważny, wpadka kosztowała najdrożej. Ale stąd nadchodziła otucha. Dowiadywali się o ruchach na froncie, o tym, że gdzieś wysadzono krematorium.
Codzienność niewiele różniła się od tej z obozu. Czarny chleb i kawa, i zupa brukwiana. Warunki sanitarne były jeszcze gorsze. Mycie dwa razy w tygodniu.Ubranie trzeba było prać i suszyć na sobie, bo nie było innej możliwości. Dla uniknięcia rozwoju pasożytów stosowano chemiczne odwszawianie całego ciała
i odzieży jednocześnie, bez potrzeby rozbierania się. Tyfus, rozmaite zatrucia, biegunki były na porządku dziennym. Nie było czasu na leczenie, nie było leków. Ciężko chory spisany był na straty. Abraham przeżył i tyfus.

Wszystko ma swój kres

Nadszedł rok 1944, a wraz z nim wieści o zbliżających się Rosjanach. Wtedy postanowiono odesłać robotników na zachód. Jak zwykle w bydlęcych wagonach, z których świat można było podziwiać przez kolczasty drut spowijający jedyne okna. Przetransportowano grupę Abrahama do miejscowości Kaufringen. Zlokalizowano tam dwa obozy. Jeden z nich przeznaczono dla więźniów, których stan zdrowia dyskwalifikował do pracy. Mieli tylko jedno zadanie, jak najszybciej umrzeć. W drugim obozie miejsce znaleźli zdatni do pracy na polach okolicznych rolników. I tu spali w barakach po kilku na pryczy. Dieta również się nie zmieniła: czarny chleb i czarna kawa, i to co udało się niepostrzeżenie wsunąć do ust na polu. Ciężkie warunki sprawiały, że coraz to więcej więźniów przenoszono do drugiego obozu. Tych, którym jakoś udało się przeżyć przeniesiono do obozu w miejscowości Alach niedaleko Monachium w Bawarii. Całkiem blisko był obóz w Dachau
W nowym miejscu zastali zupełnie inne warunki. W barakach mieli indywidualne łóżka i pościel!
Wojsko, które ich pilnowało było jakieś spokojniejsze, nawet psy zniknęły. Częste były widoki alianckich samolotów bombardujących okoliczne obiekty wojskowe. Na obóz nigdy nie spadła bomba. Ale nawet jedzenie dostarczono z mniejsza regularnością. Ludzie umierali z głodu i wycieńczenia. Nie było miejsca na przyjaźń, bo dziś twój przyjaciel, stawał się za chwilę wspomnieniem. Pozostała tylko modlitwa i nadzieja, że jutro otworzysz jeszcze oczy.
I nadeszło to jutro. Było dziwnie cicho. Okazało się, że w nocy uciekła cała załoga obozu.
Więźniowie z obawą wyszli z baraków nie wiedząc, co z sobą zrobić. Nie było nikogo, kto wydawałby polecenia. Czekali sami nie wiedząc na co. Po kilku godzinach na teren obozu wjechał czołg z białą gwiazdą. Byli to Amerykanie z 34 Dywizji Pancernej. Rozkrzyczani żołnierze zatrzymali nagle swój pojazd, jakby czymś zaskoczeni. Znów nastała cisza. Więźniowie i załoga pojazdu przyglądali się sobie wzajemnie przez dłuższy czas. Pierwsi jakby czekali na dalszy rozwój wypadków, drudzy zastanawiali się czy tamci to ludzie, czy widma.

Doświadczenie wolności

Co najbardziej chorzy zostali poddani hospitalizacji. Początkowo karmieni byli bardzo skromnie. Tylko raz dziennie chleb i cienka zupka. Zagłodzony organizm mógłby negatywnie zareagować na normalną dietę, nawet zgonem. Nabieranie sił trwało kilka tygodni. W tym czasie zostali jakby przywróceni do życia otrzymując dokumenty. Próbowano też nawiązać kontakty z rodziną. Informacje z Polski były smutne. Tylko Abraham ze Szklarków umknął śmierci. Szczęśliwie zostali mu jeszcze jeszcze krewni w Stanach, którzy wyemigrowali z Aleksanrowa jeszcze przed I wojną.
Abraham już w mundurze US Army rozpoczął pracę w polowej kantynie w Monachium. Zaopatrzony w służbowy rower chciwie korzystał z wolności. Zwiedził całą okolicę. Czasami wręcz zapominał o świecie, co skutkowało przymusem nocowania w opuszczonych szpitalach, albo ruinach domów. Środowisko, w którym się znajdował było wielonarodowe. Szef kantyny mówił po polsku; wielu mówiło po niemiecku, a angielskiego musiał się nauczyć dla porozumienia z Amerykanami.
Jeszcze w 1945 roku Abraham zostaje przeniesiony do Frankfurtu i tam nadal pracując dla Armii Amerykańskiej nawiązuje kontakt z organizacją skupiającą Żydów ocalałych z czasów wojny. Zwolniony ze służby w końcu 1945.

Życiowe decyzje

Wiedział, że w USA pozostała jeszcze rodzina r11; cztery siostry i dwóch braci jego babki. W Polsce nie miał już nikogo. Postanowił więc udać się do Ameryki. W czerwcu złożył wniosek imigracyjny, a już we wrześniu1946 znalazł się Nowym Jorku. Abraham nie próbował nawet osiąść w tym miejscu, było za duże, za ruchliwe, za głośne. Zupełnie coś innego niż jego Aleksandrowo. Szukając miejsca przez krótki okres przebywał w Dayton, aż wreszcie trafił do Cincinnati, gdzie zaczął terminować u żydowskiego krawca.
Tu też zaczął uczęszczać do szkoły wieczorowej, gdzie zdobył tytuł mistrza krawieckiego
W tym czasie też udało mu się odnaleźć rodzinę i już w maju 1948 uczestniczył w uroczystości Barmicwy Dawida Lasky w Filadelfii.
Rok 1955 był brzemienny w życiowe decyzje. Podczas wakacji na Florydzie poznał Judy, która już na zawsze zajęła miejsce u jego boku. Oboje postanawiają powrót do Nowego Jorku.. Tam rodzi się trójka ich dzieci: Howard, Stuart i Jacqueline.


Powrót do przeszłości

W roku 1950 jako sierżant Armii Stanów Zjednoczonych w ramach podróży służbowej odwiedził Frankfurt i ludzi, z którymi zetknął się zaraz po uwolnieniu z obozu. Spotkał się z życzliwym przyjęciem. Pozostawił po sobie dobre wspomnienie i wielu przyjaciół.
Odwiedził również obóz w Dachau. Przewodnik opowiedział o ofiarach eksterminacji,
o warunkach życia w obozie, o nieludzkim traktowaniu. Mimo, że Abraham znał to wszystko z własnego doświadczenia, jednak dopiero teraz zdał sobie sprawę, co przeżył i jakim musiał być szczęściarzem, że przeżył

koniec

Zbyszek Sołtysiński

Materiał do artykułu zebrałem dzięki życzliwej pomocy pani Renee Matalon z Waszyngtonu
w Stanach Zjednoczonych. Zdjęcia publikuję za zgodą rodziny Abrahama Szklarka.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Komentarze
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d dungeons and dragons
 
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

trwa inicjalizacja, prosze czekac...