Co znaczy autorytet!
Dodane przez puszczyk1 dnia Września 23 2022 17:22:18
Co znaczy autorytet!
W XIV w. w Kronice Janka z Czarnkowa pojawiła się wzmianka na temat Służewa. „Dla obrony przed nim (księciem Białym) pan Sędziwoj obwarował wieżę Jarosława w Służewie i w niej, jak i w innych miejscach zbrojną załogę osadził, która się nieustannie ścierała z ludźmi księcia Białego”.

Janko z Czarnkowa, Jancone de Czarnekow; ur. około 1320 r. w Czarnkowie, zm. 5 kwietnia 1387 r. w Gnieźnie, polski kronikarz, podkanclerzy koronny, archidiakon gnieźnieński, uznawany jest do tej pory za prawą rękę Kazimierza Wielkiego. To on jednak włamał się latem 1371 r. do grobu królewskiego w katedrze na Wawelu nie cały rok po śmierci Kazimierza Wielkiego i zrabował berło, koronę i jabłko królewskie. Insygnia królewskie wyniósł z katedry i opuścił Wawel. Nie schwytano go na gorącym uczynku. Ktoś jednak musiał być świadkiem rabunku, bo grobowe insygnia szybko zlokalizowano, a sprawcę zidentyfikowano.
Janko urodził się jako syn mało znaczącego wójta. Studiował prawo i już koło trzydziestki zaczął robić karierę w niemieckim kościele. Pracował dla biskupa Schwerin, a kiedy ten wyjechał do Awinionu, zarządzał przez parę miesięcy całą prowincją kościelną. Zdobywał coraz to nowsze godności. Z początkiem lat sześćdziesiątych XIV wieku przeniósł się do Krakowa i objął posadę w wawelskiej kancelarii. W końcu dołączył do wąskiego grona najważniejszych ludzi w państwie. Jako podkanclerzy zrobił spory majątek. Był człowiekiem szanowanym przez dworzan, a szczególnie – przez samego króla. Towarzyszył Kazimierzowi Wielkiemu do końca życia.
Jego sytuacja uległa zmianie po śmierci króla. Nie zaufała mu regentka, siostra zmarłego króla i królowa węgierska Elżbieta Łokietkówna. Swoje funkcje przy panującym stracił w ramach pierwszej fali czystek, na przełomie 1370 i 1371 roku. Zostały mu tylko dochodowe kościelne urzędy. Miał również wielki autorytet wśród możnowładców i ludzi kościoła. Trudno mu było się z tym pogodzić, więc dopuścił się obrabowania królewskiego grobu, a skradzione insygnia miały być wykorzystane w jego dalszej grze politycznej.
Dowody były wystarczające dla Elżbiety Łokietkówny, aby wysłać za Jankiem swoich ludzi. Mieli go znaleźć, aresztować i doprowadzić przed swoje oblicze. Janko jednak wcale nie ukrywał się. Przebywał jawnie na dworze arcybiskupa gnieźnieńskiego, Jarosława Bogorii. Pochwycony Janko nie przyznał się do winy, ale nie został również aresztowany, bo wstawił się za nim, goszczący go Jarosław Bogoria. Ludzie Elżbiety Łokietkówny wiedzieli, ze nie mogą pokazać się na Wawelu bez winowajcy, z drugiej strony nie mogli pogwałcić nietykalności biskupa. Impas trwał aż do momentu, kiedy Janko zgodził się udać do królowej, ale nie jako aresztowany, a z własnej woli. Wyruszono do Krakowa. Po drodze wysłannicy królowej próbowali aresztować Janka, ale za podkanclerzym opowiedziała się grupa popierających go szlachciców, więc musieli odstąpić od swoich zamiarów. Janko wjechał na Wawel na własnym rumaku, jako wolny człowiek, mimo że ciążył na nim zarzut splądrowania królewskiego grobu. Dopiero na Wawelu postawiono go pod strażą i domagano się zeznań w sprawia rabunku w królewskim grobie. Elżbieta zwróciła się o ukaranie rabusia do urzędującego na Wawelu biskupa Floriana, jednak ku jej zaskoczeniu biskup odmówił wszczęcia procesu. Ogłosił przy tym, że Janko z Czarnkowa jest ofiarą nagonki. Stwierdził też, że Janko przyznał się przed królową do swojego czynu, a rabunku insygniów królewskich dokonał, by „obrócić je na pobożne cele”. Janko wyjechał z Krakowa wolny. Powrócił do siedziby arcybiskupa Jarosława Bogorii. Czuł się bezkarny. Doprowadził do rozprawy przed sądem arcybiskupim swoich oskarżycieli. Proces był stronniczy i mało uczciwy. Wysłannicy królowej domagali się, by Janka postawiono przed inkwizycją. Arcybiskup i tym razem odmówił, po czym uwolnił Janka od zarzutów "raz na zawsze". Dla Elżbiety Łokietkówny był to jawny bunt dostojników polskiego kościoła, podważający jej monarszy autorytet. Nakazała więc postawić Janka przed świeckim trybunałem. Wyrok zapadł 10 czerwca 1372 r. w Poznaniu. Janka uznano winnym obrazy majestatu, skonfiskowano mu prywatne dobra i skazano na banicję. Proces i wyrok wydano zaocznie, bowiem Janko nie stawił się przed sądem. Nawet wyrokiem za bardzo się nie przejął i nie wyjechał od razu z kraju. Dopiero później zagościł we Wrocławiu i w Pradze, potem w Lubuszu, gdzie gościł go biskup. W 1373 r., latem, pojawił się na powrót w Gnieźnie i za zgodą biskupa zajął znowu urząd archidiakona. Elżbieta Łokietkówna próbowała odebrać mu ten urząd, ale pisma wysyłane do Awinionu nie przyniosły oczekiwanych skutków. Karą za przerwanie była banicji była śmierć, więc Elżbieta mogła nakazać wykonanie wyroku na Janku, ale nie zrobiła tego chyba nauczona wcześniejszymi doświadczeniami. Była świadoma, że mogło to wywołać bunt kościoła i niektórych możnowładców.
Janko dopuścił się rabunku w królewskim grobie na pewno nie z chęci zysku, po sprzedaży zrabowanych insygniów. Miał dużo pieniędzy, więc ich nie pragnął, on chciał nowego króla. Nie po jego myśli było, żeby na polskim tronie zasiadł ktoś z dynastii Andegawenów, a władzę objęła siostra Kazimierza Wielkiego, którą była właśnie Elżbieta Łokietkówna, żona króla Węgier Karola Roberta, matka Ludwika Węgierskiego, który zasiadł później na tronie polskim. Nie akceptował obalenia przez Elżbietę zapisów testamentu Kazimierza Wielkiego, które godziły w węgierskie interesy. Chciał osadzić na tronie kandydata, który zapewniłby mu stanowisko, jakie piastował przy Kazimierzu Wielkim. Według niego najbardziej odpowiednim kandydatem był wnuk „ostatniego Piasta” Kaźko Słupski i to w jego ręce miały trafić insygnia królewskie zrabowane w grobie Kazimierza Wielkiego.
Źródło: Kamil Janicki Damy polskiego imperium. Prawdziwe historie, 2017