Czasami było inaczej
Dodane przez puszczyk1 dnia Sierpnia 29 2022 16:54:40
Czasami było inaczej
„Jedyny człowiek w niemieckim mundurze, jakiego spotkałem” – mówił o Wilhelmie Hosenfeldzie polski pianista żydowskiego pochodzenia Władysław Szpilman. Czasami na oceanie zła znajdzie się samotna wyspa dobra.

Okres II wojny światowej i okupacji niemieckiej pozwolił poznać Niemców jako okrutnych oprawców pozbawionych ludzkich uczuć, ale wśród nich znaleźli się jednak i tacy, którzy zachowali sumienie i miłosierdzie. Wilhem Hosenfeld urodził się w 1895 roku w Mackezell. W czasie I wojny światowej służył w niemieckiej piechocie. Po jej zakończeniu został nauczycielem. W 1920 roku ożenił się z Annemarie Krummacher. Owocem ich związku było pięcioro dzieci. W czasie przemian w Niemczech i po dojściu Hitlera do władzy stał się zwolennikiem ideologii narodowosocjalistycznej. Hitlera uważał za geniusza wojennego, dopiero kiedy zobaczył do czego zdolni są jego rodacy, przejrzał na oczy.
„Nie chce mi się wierzyć, iż Hitler chce czegoś takiego, że są Niemcy, którzy wydają takie rozkazy. Jest tylko jedno wyjaśnienie, są oni chorzy, nienormalni albo są szaleńcami”.
Do Polski przybył we wrześniu 1939 roku, a jego zadaniem była budowa i uruchomienie obozu dla jeńców wojennych w Pabianicach. Jak mało który oficer traktował jeńców z szacunkiem. Robił wiele, aby życie w obozie nie było dla nich gehenną, pozwalał na odwiedziny krewnych, załatwiał wcześniejsze zwolnienia. Wstawił się kiedyś za Polakiem o nazwisku Cieciora, czego konsekwencją była przyjaźń z jego rodziną. Dzięki jego staraniom uwolniono aresztowanego Joachima Pruta. Z Pabianic został przeniesiony do Węgrowa, a następnie do Jadowa. W lipcu 1940 roku znalazł się w Warszawie, gdzie dyżurował w komendanturze miasta i zarządzał kompleksem sportowym. Kiedy doszły do niego wiadomości o losach Żydów z warszawskiego getta, napisał:
„Te bestie. Przez ten przerażający masowy mord na Żydach przegraliśmy tę wojnę. Ściągnęliśmy na siebie nieusuwalną hańbę, nieprzemijającą klątwę. Nie zasługujemy na łaskę, wszyscy jesteśmy współwinni. Wstydzę się wychodzić na miasto, każdy Polak ma prawo splunąć na nasz widok. Codziennie giną od strzałów niemieccy żołnierze, ale będzie jeszcze gorzej i nie mamy prawa narzekać z tego powodu. Nie zasłużyliśmy na nic innego”.
Wśród Polaków, których uratował Hosenfeld, był m.in. ks. Adam Cieciora, którego zatrudnił w Szkole Sportowej pod nazwiskiem Cichocki, Leon Warm, uciekinier z transportu do Treblinki, któremu również znalazł zatrudnienie, mężczyzna o nazwisku Koszela, którego uwolnił z transportu na miejsce egzekucji. Wśród ludzi, którzy zawdzięczają mu życie był Władysław Szpilman, kompozytor i pianista, którego Hosenfeld uratował od śmierci głodowej. Oprócz jedzenia przyniósł mu kołdrę na okres zimy i płaszcz.
W styczniu 1945 r. Hosenfeld dostał się do niewoli radzieckiej. Jeszcze w Warszawie jako jeniec natknął się na skrzypka Zygmunta Lednickiego i przez płot obozu zapytał go, czy zna Władysława Szpilmana. Na tym skończyła się ich rozmowa, ale Lednicki powiedział o wydarzeniu Szpilmanowi, który starał się później odnaleźć obóz, w którym przebywał Hosenfeld, ale nie był w stanie nic zrobić. W Mińsku odbył się proces Hosenfelda, a wyrok skazywał go na 25 lat niewoli. W lipcu 1947 roku Hosenfeld doznał pierwszego wylewu krwi do mózgu, co spowodował prawostronny paraliż i zaburzenia mowy. Drugi wylew nastąpił we wrześniu 1948 roku. Zmarł w wieku 57 lat 13 sierpnia 1952 roku i pochowano go na przyobozowym cmentarzu.
Jeszcze w 1946 roku córka Jorinde list od niego, w którym pisał: „Jeszcze w tym roku chcę być z Wami. Cóż to będzie za szczęście. Wstanę wcześnie rano, zaparzę dla Was kawę, zrobię kanapki i wyślę Was w drogę, a kochanej matce pozwolimy jeszcze pospać. Przez lata wojny miałem dość zmartwień i pracy”. Jednak marzenia Wilhelma Hosenfelda nigdy nie miały się spełnić.
Źródła: Film „Dzięki niemu żyjemy”; „Staram się ratować każdego”. Życie niemieckiego oficera w listach i dziennikach, wyd. Rytm 2007.

Rozszerzona zawartość newsa