W warsztacie
Dodane przez puszczyk1 dnia Listopada 22 2016 20:03:18
W warsztacie
Czasami się zdarza, że samochód szwankuje. Staruszek w końcu, więc coś mu ciągle siada. Postawienie na kanał jest ostatecznością, ale i koniecznością, kiedy usterka uniemożliwia bezpieczną jazdę, albo w ogóle jakiekolwiek używanie pojazdu. Mechanik popatrzy, zdiagnozuje i zabiera się do naprawy. Czasami mówi, że pojazd już jest tak stary, że ciągle będzie się psuł. Ten wiek tak ma, mówi. Kończy się najczęściej wymianą zużytych elementów, czasami sprowadzonych z tzw. szrotu i pojazd rusza, a kierowca cieszy się, że jego kochana maszyna znów pełni rolę króla szos. W warsztacie naprawiają to, co się popsuło i akurat przeszkadza. Nikt nie patrzy na inne zużyte elementy, które należałoby wymienić, dopiero kiedy "trzasną" należy je naprawiać.
Kiedy przywozi się starego człowieka do szpitala lekarz postępuje podobnie. Jeśli można z największą chęcią odeśle go do domu, niech tam nim się ktoś zajmie. Jeśli jednak nie jest pewny, zrobi zestaw badań. W przypadku wiekowych pacjentów, pierwsze słowa diagnozy brzmią, wiek. Często zdarza się, że na tę cechę zrzucane są wszystkie dolegliwości. Złe samopoczucie - wiek, kołatanie serca - wiek, niewydolność krążenia - wiek i uogólniona miażdżyca. Wiek wydaje się zwalniać lekarza z wysiłku przeprowadzenia dogłębnej diagnozy. Przykład, pacjent przyjęty na oddział z kwasicą ketonową, zaburzeniami elektrolitycznymi, ciągłymi biegunkami związanymi z zaburzeniem wchłaniania w jelitach, które w opuchnięte w stanie zapalnym, niezdolne były do wchłaniania płynów, leczony był przez dwa tygodnie na zaburzenia krążenia. Pacjent nadal skarży się na ból w trzewiach, ogólne osłabienie. Zniecierpliwiony lekarz odpowiada: wszystko go boli. Dopiero po dwóch tygodniach, kiedy pacjent miał być już wypisany do domu z utrzymującymi się wyniszczającymi biegunkami, zwrócono lekarzowi uwagę na napiętą ścianę brzucha, ból w jamie brzusznej i nadal utrzymujące się biegunki. Dopiero wtedy zastosowano środki, które mogłyby usunąć opuchliznę jelit i przywrócić ich sprawność, ale było już za późno. Po kolejnych dwóch tygodniach cierpienia, ciągłych biegunkach i ślepocie, jaka nastąpiła wskutek zapalenia obu oczu, nabytego w szpitalu, pacjent zmarł. Na lekarzach nie zrobiło to większego, mają z tym do czynienia na co dzień. To już ten wiek, to starość, mówił cynicznie w oczy pacjentowi i zrozpaczonej rodzinie lekarz. Tym razem nie udało się "dokręcić śrubki", bo lekarz nie zwrócił uwagi na to, na co trzeba, a kiedy ktoś zwrócił uwagę było za późno. Na "dokręcanie śrubek" lekarze mają z reguły kilka dni, bo przetrzymywanie pacjenta w szpitalu jest nieopłacalne. Rachunek ekonomiczny ma większe znaczenie, niż wyleczenie pacjenta. Jak dobrze, kiedy pacjent sam poprosi o wypis. Zresztą, jest stary, więc po co się starać. Żaden pożytek ze starego człowieka. Tylko wydatki, konieczność opieki i emerytura, którą trzeba mu płacić. Współcześnie stary człowiek jest obciążeniem dla społeczeństwa. Kiedyś znanej polityk w Polsce wymknęło się z ust zdanie, w którym twierdzi, że ludzi starych nie opłaca się leczyć. Lepiej jest, kiedy staruszek ma szczęście albo pieniądze, aby stać się prywatnym pacjentem ordynatora oddziału, na którym leży. Wtedy ma opiekę lepszą, lepiej "chodzi" przy nim personel, bo to pacjent ordynatora. Nie wszyscy mają jednak szczęście mieć pieniądze, a i ordynator na pacjentów wybiera tylko tych, którzy rokują jeszcze długie życie i mają zasobny portfel. Biedacy umierają cicho wśród innych tak upośledzonych przez los. Nikt nie zwraca uwagi na ich cierpienie, bo cierpią na "starość". Nie ma dla nich dobrych lekarstw, ani wnikliwej analizy stanu organizmu. Staruszek przychodzi do szpitala z biegunką, a umiera w nim na zaburzenia krążenia i uogólnioną miażdżycę. W wypisach ze szpitala takich biedaków lekarze zamieszczają całą litanię schorzeń, które przeżył w życiu. Tyle przeżył, więc musiał umrzeć, wystarczyłoby w takim wypadku napisać. Lekarz czuje się bezpieczny, lecz czy ma czyste sumienie? Czy zrobił wszystko, co powinien? Bo w dalszym ciągu wydaje się, że życie ludzkie jest najważniejsze i należy ratować je dokąd tylko można. Lekarz, doświadczony licznymi zejściami pacjentów, traci z czasem wrażliwość na takie przypadki. Umarł człowiek, nic to, są inni chorzy, a zmarły był jednym z wielu przypadków. Nie można było podjąć bardziej radykalnych i skutecznych działań, bo szpital musi liczyć się z wydatkami, a zarząd zalecił cięcie wydatków. A ciągle wydaje się, że życie ludzkie jest najważniejsze. Czy u starego, czy u młodego człowieka, bogatego, czy biednego życie znaczy to samo i tyle samo jest warte.
Stary człowiek, stary samochód przestają być użyteczni. Brak pieniędzy na ich ratowanie, podkręcanie śrubek nie ma już sensu, bo gniazda ich się wyrobiły. Umiera stary człowiek, kasacji ulega samochód. Samochód ma więcej szczęścia, bo często trafia na szrot i ktoś skorzysta z części, części zamienne starego człowieka są już najczęściej bezużyteczne. Stary samochód łatwo skasować, staremu człowiekowi łatwo lekarz wyrzuca starość i oznajmia, że czas już odejść. Tylko trzeba przy tym pamiętać, że w tej siwej głowie nadal jest świadomość, nadal jest chęć życia i odczuwanie. Człowiek to nie kupa złomu, a szpital to jednak nie warsztat samochodowy.