Obrazki z przeszłości
Dodane przez puszczyk1 dnia Lutego 05 2011 15:37:16
Obrazki z przeszłości
Wydarzenia dwudziestego wieku wydają się z wolna przechodzić do lamusa historii i już tylko jako nauka dla przyszłych pokoleń odżyją na chwilę w salach wykładowych. Jednak niczym złe duchy minionej epoki nawiedzają nas ciągle wzmianki prasowe dotyczące tzw. polskiego antysemityzmu, który przedstawiany jest wręcz jako nasza cecha narodowa.
Trudno dziś badać to zjawisko z uwagi na fakt, że jego przedmiot znikł praktycznie z pejzażu narodowościowego Polski, bo z trzech milionów Żydów polskich przed wojną, zostało dziś zaledwie kilka tysięcy rozsianych w całym kraju.
Czym jest ów diabeł antysemityzmu, i czym objawia się jego działanie postanowiłem poznać osobiście. Przejrzane tomy publikacji dały mi tylko naukowy, czysto materialny wgląd w sprawę, dlatego w poszukiwaniu odpowiedzi wybrałem się w swego rodzaju wycieczkę w przeszłość do zasobów ludzkiej pamięci. Wśród znajomych osób znalazłem kilka, które zgodziły się podzielić ze mną wspomnieniami z czasów, kiedy obecność Żydów była tu codziennością. Na podstawie zebranych informacji uzyskałem obraz stosunków polsko-żydowskich w Aleksandrowie i Służewie o tyle realny, że oparty na relacjach osób, które bezpośrednio doświadczyły obcowania z Żydami, dzieliły z nimi emocje codziennego życia, czasami radości, nierzadko biedę.
Krótko przed drugą wojną zamieszkiwało Aleksandrów blisko 900 Żydów, około10% ludności. W pobliskim Służewie jak podaje jedna z moich rozmówczyń było ich zawsze więcej niż 50%, a więc w tym czasie ponad sześćset osób. O ile w Aleksandrowie, podział na dzielnice narodowościowe był słabiej zaznaczony; główne skupisko drewnianej zabudowy żydowskiej znajdowało się na początku ulic Długiej (dziś Słowackiego) i Piłsudskiego (Chopina) , to w Służewie dzielnica żydowska przy ulicy Brzeskiej od wieków stanowiła odrębność i do dziś zwie się Żydowem. Nie dla wszystkich podział ten miał istotne znaczenie, co relacjonują słowami: "Nie było tak, żebyśmy nie chodzili do siebie" (Z.K. r.1928). "Do Żydów czasami lepiej było iść niż do naszych"(T.M. r.1925) Ale dla innych dzielnica żydowska to miejsce, którego się unika. "Każdy trzymał się swojego terenu i raczej unikał zapuszczania się do Żydów, tak jak Żydzi nie zapuszczali się do nas. Tam nie mieliśmy znajomych" (J.R. r.1929).
Na powstanie tego rozdziału miały wpływ niewątpliwe znaczne różnice kulturowe, religijne i językowe między obu narodami, ale nie jest jeszcze dowodem jakiejś szczególnej niechęci. I dziś mniejszości tworzą lokalne wspólnoty i kultywują swoje zwyczaje u boku sąsiadów nie wywołując przy tym konfliktów. Większość Żydów bardzo podkreślało swoją odmienność religijną i narodową, co skutkowało częściową izolacją od pozostałej ludności. A to z kolei niosło za sobą nieufność do Żydów jako elementu niepoznanego, tajemniczego, a przez to obcego. W takich warunkach łatwo zdobywały popularność fabrykowane przez ideologów rozmaitej maści informacje o rzekomej wrogości do chrześcijan, a szczególnie do Polaków.
Jednak mimo bariery, jaką stanowiły różnice istniały punkty kontaktu w innych dziedzinach, choćby gospodarczych. Żydzi często zajmowali się tymi dziedzinami aktywności ekonomicznej, która nie interesowały Polaków np. handel domokrążny, handel obwoźny, takież rzemiosło, skup szmat i staroci itp. Tak to wspomina jedna z moich rozmówczyń: "Pamiętam Żyda, który na rynek w Radziejowie zwoził towar skupiony po okolicy. Śmiesznie wołał reklamując swój towar: jajki jajki przedaje zabule , zabule. Pamiętam też, jak do mojej babki w Krzywosądzy przychodził Żyd szklarz i wypytywał, czy nie trzeba wstawić szyby, które ku jego niezadowoleniu nie pękały" (K.K. r 1927). Spotkać się można również z wieloma przykładami swego rodzaju kooperacji : "Mój ojciec szył buty, a skórę przywoził mu Żyd. Jeden miał to drugi miał tamto" (Z.K. r.1928).
Wszyscy przyznają, że Żydzi mieli tak zwany dryg do interesów i dlatego powodziło im się w handlu, pośrednictwie, wynajmie, szynkarstwie itp. We wspomnieniach często przewijają się informacje o dobrym statusie materialnym lokalnych Żydów. Tak to pamiętają mieszkańcy Służewa: "Majątek większy mieli Żydzi niż Polacy, to oni mieli sklepy. Ale nie można powiedzieć, żeby pieniądze zdobywali oszustwem lub kradzieżą" (Z.K. r. 1928). "Przed wybuchem wojny ponad 50% mieszkańców Służewa stanowili Żydzi. W ich rękach było 70% handlu i rzemiosło"(J.R. r 1929), a tak Aleksandrowa Kujawskiego: "Żydzi mieli swoje sklepy przy Słowackiego przed budynkami przychodni kolejowej. To wszystko były drewniane budy, które potem Niemcy kazali rozebrać. Dla nich najważniejszy był interes" (Z.W. r 1923).
Wydawać by się mogło, że tak znaczne różnice w religii, tradycji i języku, swego rodzaju izolacjonizm Żydów skutecznie ograniczały bliższe kontakty personalne. Ale już relacje z najmłodszych lat życia przynoszą ciekawe opowieści, świadczące jeśli nie o dobrych, to przynajmniej normalnych stosunkach młodych Polaków
z Żydami. "Do naszej klasy chodził Żyd Sztyglic. Przynosił igły do zaciągania pończoch i naprawiał nam, dziewczynom pończochy"(Z.W. r. 1923)
"To były nasze koleżanki i koledzy. Chodziłam z Żydami do klasy. Fratówna, Izbidczanka, Kuczyńszczanka, Gutki. Siadywałam z nimi w jednej ławce. Głowy to oni mieli, uczyli się dobrze. Ale byli bardzo ostrożne, ani to poskakać, ani pobiegać. Nauczyciele dobrze się do nich odnosili" (Z.K. r. 1928)
Wśród dorosłej społeczności nie brakowało również przykładów kontaktów, które można by nazwać towarzyskimi. Były to wzajemne zaproszenia, udział w uroczystościach rodzinnych. Tak to wspomina jeden z moich rozmówców: "Dziadek miał konia i zaprzęg, którym często pracował u Żyda Ciuka. Ten zapraszał go nawet na uroczystości rodzinne. Na którejś z nich dziadek złożył życzenia Ciukowi mówiąc: No to życzę ci zdrowia. Na to Żyd podziękował i zaraz potem dodał: Ty, Tadeusz nie życz mnie zdrowia, Ty życz mnie szczęścia. Jak będę miał szczęście, to zdrowia mi wystarczy" (B.R. r. 1956)
Wiele mówiącym przykładem, jest pogrzeb księdza Waszaka w Służewie w roku 1925, który obok społeczności katolickiej zgromadził dużą rzeszę Żydów, którzy towarzyszyli mu w ostatniej drodze.
Najcięższą próbą dla wzajemnych kontaktów były czasy wojny. We wspomnieniach często przewija się obraz maltretowanych Żydów, pełen współczucia i żalu. W Aleksandrowie opisany jest przypadek przechowywania Żydów w czasie okupacji przez Pana Sińskiego, również w Służewie przez pewien czas u Państwa Gmurskich ukrywała się rodzina żydowska. Zjawisko tym ważniejsze i warte podkreślenia, ze miało miejsce w atmosferze ciągłego terroru, zagrożenia życia. Ukrywający dzielili los ukrywanych - upokorzenie i śmierć.
Znamienitym jest fakt, że już po zakończeniu wojny, często wspominało się jeszcze dawnych sąsiadów Żydów. Jakby wzywając ich z przeszłości jedna z rozmówczyń mówi: "Pamiętam Gutów blacharzy i Muszkata, co miał sklep, tak jak Pierzak i Kuczyński. Był i Knysler, co handlował wołowiną. Niedaleko synagogi, nad jeziorem była drewniana budka, gdzie rzezak Fuks prowadził ubój kur i gęsi. Wszyscy odeszli" ( T.M. r. 1925)
Z zebranych wspomnień stosunkowo niewiele mogłoby świadczyć o niechęci w stosunku do Żydów, a jeszcze mniej o wyraźnej nienawiści, która jest jak sądzę głównym objawem antysemityzmu. Relacje dotyczące bojkotu żydowskich sklepów, wywieszania haseł : Żyd twój wróg; lub Kupuj tylko u swoich (w domyśle nie u Żyda) są opisami świadków, a nie uczestników tych akcji. Wszelkie wystąpienia antyżydowskie były inspirowane przez czynniki zewnętrzne w postaci działających tu organizacji o nastawieniu nacjonalistycznym i nie wynikały z czegoś, co mogłoby być wzięte za jakąś zakorzenioną w świadomości społecznej wrogość do Żydów, bo zjawisko to bardziej leży chyba w sferze polityki, niż ludzkiej natury.
20.11.2006
Zbigniew Sołtysiński